Dokumenty Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące Lecha Wałęsy mają zerową wartość, bo wszyscy wiedzą, że były podrabiane - uważa syn byłego prezydenta, europoseł Jarosław Wałęsa. W jego ocenie cała sprawa to zamówienie polityczne. "Zniszczyć mojego ojca nie będą w stanie, ale będą próbowali" - podkreślił europoseł.

Dokumenty Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące Lecha Wałęsy mają zerową wartość, bo wszyscy wiedzą, że były podrabiane - uważa syn byłego prezydenta, europoseł Jarosław Wałęsa. W jego ocenie cała sprawa to zamówienie polityczne. "Zniszczyć mojego ojca nie będą w stanie, ale będą próbowali" - podkreślił europoseł.
Lech Wałęsa i Jarosław Wałęsa (zdjęcie ilustracyjne) /Piotr Wittman /PAP

Dzisiaj prezes IPN Łukasz Kamiński poinformował, że w dokumentach zabezpieczonych w domu gen. Czesława Kiszczaka znajdują się m.in. teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek".

Jarosław Wałęsa ocenił, że materiały z "szafy Kiszczaka" mają dla niego zerową wartość, "ponieważ wszyscy wiemy, że dokumenty te, szczególnie jeśli chodzi o mojego ojca, były podrabiane". To jest udokumentowane, że gen. Kiszczak w latach 80. podrabiał dokumenty - stwierdził Wałęsa. Pojawia się więc pytanie, jeśli teraz nagle mamy autentyczne dokumenty, które potwierdzają agenturalną przeszłość mojego ojca, to po diabła Kiszczak podrabiał wtedy dokumenty. Przecież to jest nielogiczne - podkreślił.

Zwracał ponadto uwagę na "ekspresowe tempo", w jakim IPN potwierdził autentyczność przejętych materiałów. W ciągu pięciu godzin archiwista IPN potwierdził autentyczność tego dokumentu. W tej sprawie nie wypowiedział się tymczasem żaden grafolog, a szef IPN wychodzi i potwierdza autentyczność dokumentów - mówił Jarosław Wałęsa. W jego ocenie niesumienne wykonywanie obowiązków przez szefa IPN bez zachowania "całego warsztatu historiologicznego" powinno być piętnowane. Pośpiech szefa IPN-u sugeruje jego zaangażowanie polityczne. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć - dodał.

Syn byłego prezydenta stwierdził też, że "cały ten temat to marnowanie czasu". Oczekiwałem tego, że po przejęciu władzy przez PiS znów nagle pojawią się jakieś kwity na mojego ojca. To samo było w latach 2005-07 i teraz też próbują to robić. Widać ewidentnie, że sprawa jest na zamówienie polityczne - powiedział. Zniszczyć mojego ojca nie będą w stanie, ale będą próbowali - dodał.

Zaznaczył jednocześnie, że "jedyna rzecz, która go niepokoi, to jak będzie na to reagował ojciec". On ma już 73 lata, ma już swoje problemy zdrowotne. Obawiam się, że dodatkowy stres może negatywnie odbić się na jego zdrowiu - stwierdził.

Z kolei córka Lecha Wałęsy i jednocześnie szefowa jego gdańskiego biura Anna Domińska zwróciła uwagę na to, że IPN do tej pory nie pokazał żadnych dokumentów, a tylko o nich mówi. Niech pokażą najpierw i każdy będzie mógł się do tego odnieść. Bo to jest niesprawiedliwe. Ja mogę powiedzieć, że słyszałam, że tam są dokumenty dotyczące pana Kaczyńskiego, bo tak słyszałam, tak mówią – dodała Domińska.

Pytana, czy sugeruje, że po dokładnym obejrzeniu dokumentów mogą się one okazać sfałszowane, zaznaczyła, że - według IPN - dokumenty sprawdził archiwista. A kim jest ten archiwista? Skąd on ma aż tak ogromną wiedzę i umiejętności, że po obejrzeniu dokumentu on potrafi powiedzieć w stu procentach, że to jest autentyczny dokument. Zaskakujące dla mnie to jest bardzo – powiedziała Domińska.

Szef IPN mówił podczas konferencji prasowej, że "w teczce personalnej znajduje się koperta, a w niej odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Wśród dokumentów znajdujących się w tej teczce są również m.in. odręczne, podpisane pseudonimem "Bolek", pokwitowania odbioru pieniędzy - mówił Kamiński.

(rs)