"Niech idzie do diabła" - tak przywódca Palestyńczyków Jaser Arafat skomentował w niedzielę oświadczenie Ehuda Baraka po szczycie arabskim w Kairze.

Obydwie strony są niezadowolone z wyników szczytu. Jaser Arafat liczył, że w konflikcie z państwem żydowskim otrzyma silniejszej poparcie. Premier Izraela Ehud Barak potępił wczoraj "język przemocy" - jakim jego zdaniem napisano dokument końcowy z Kairu. Stwierdził też, że w tej sytuacji Izrael przerywa wszelkie negocjacje pokojowe aż do czasu, gdy Palestyńczycy złożą broń. Wyraźnie wzburzony Arafat skomentował oświadczenie Baraka bardzo dosadnie. "Nasz naród będzie dalej kroczył drogą do zdobycia Jerozolimy i niepodległości dla całej Palestyny. Czy Barakowi to się podoba, czy też nie. A on niech idzie do diabła".

Prawdopodobnie tego rodzaju reakcja nie jest wcale przypadkowa. Izrael zadowolony jest, że Egipt i Jordania nie zerwały z nim stosunków dyplomatycznych, co mogłoby zwiastować gotowość do wojny regionalnej. Z drugiej strony szczyt arabski poparł dążenia Arafata do umiędzynarodowienia konfliktu, a temu Izrael sprzeciwia się stanowczo. Natomiast Palestyńczycy rozczarowani są głównie dlatego, że w Kairze nie ogłoszono żadnych konkretnych sankcji wobec Izraela.

Minionej nocy Palestyńczycy ostrzelali dzielnicę Jerozolimy Gilo. Dlatego też władze Izraela wysyłają wojsko w rejon palestyńskiej miejscowości Beit Jala niedaleko Betlejem na Zachodnim Brzegu. Armia zapobiec ma powtarzającym się atakom na żydowskich osadników, zamieszkałych w Gilo. Decyzję ogłosił w państwowym radiu zastępca szefa sztabu generał Shaul Mofaz. "Ostrzegam mieszkańców Beit Jala, by opuścili swe domy, jeśli po raz kolejny ostrzelane zostanie żydowskie osiedle" - powiedział Mofaz. Wcześniej wojsko zaatakowało Bet Jalę przy pomocy śmigłowców.

Tymczasem lider Autonomii Jaser Arafat ostrzegł, iż w cigu najbliższych tygodni Izrael musi wybrać między pokojem a wojną. Rząd Baraka musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy woli wznowić rozmowy pokojowe, czy też dalej kroczyć drogą, która doprowadzi do wybuchu otwartej wojny - stwierdził Barak w wywiadzie dla jednego z dzienników, wychodzących w Arabii Saudyjskiej.

Izrael po raz drugi od czasu wybuchu zamieszek w Autonomii Palestyńskiej zamknął do odwołania międzynarodowe lotnisko w Gazie. Rząd uzasadnia tę decyzję względami bezpieczeństwa. Port Lotniczy w Gazie to jeden z symboli palestyńskiej niezależności. Powstał przed rokiem, po szczycie pokojowym w Wye Plantation. Arabowie liczyli, że stanie się istotnym czynnikiem w rozwoju gospodarczym ziem Autonomii i będzie w przyszłości ważnym punktem komunikacyjnych ich niezależnego państwa. Do tej pory mieszkańcy Autonomii musieli bowiem korzystać z położonego pod Tel Awiwem lotniska Bena Guriona.

W Jerozolimie rozpoczęły się tymczasem rozmowy w sprawie utworzenia izrelskiego rządu jedności narodowej. Premier Ehud Barak spotkał się z Arielem Sharonem, przywódcą izraelskiej prawicy. Głównym zadaniem nowego gabinetu, w którego skład weszłaby dotychczasowa opozycja, byłoby stawienie czoła palestyńskiemu powstaniu na ziemiach Autonomii. Utworzenie rządu z udziałem sprzeciwiającej się dialogowi z Arabami prawicy oznaczałoby jednak ostateczne zerwanie rozmów pokojowych.

15:35