Tomasz Skory: Od paru tygodni gabinet Leszka Millera urządza sobie coponiedziałkowe wycieczki w teren. Polega to na tym, że gromada ministrów najeżdża wybrane województwo – dzisiaj to jest na przykład Lubelszczyzna – i tam „zaszczyca, odwiedza, otwiera, przecina wstęgi, gratuluje”. Czy to, według pana, jest psychoterapia w skali społecznej?

Jacek Santorski: Pierwsze doświadczenia, które mam, pochodzą z tej dziedziny, którą się teraz zajmuję, od 5 lat nie będąc już psychoterapeutą – pracuję jako doradca, psycholog w biznesie. Jeżeli tu bym szukał analogii, to bym powiedział, że jedna z podstawowych procedur zarządcy, to jest obchodzić różne stanowiska pracy, zaglądać tam – to się nazywa management by walking around…

Tomasz Skory: Po polsku: pańskie oko konia tuczy?

Jacek Santorski: Zarządzanie przez spacerowanie. Dzisiaj mówi się, że są jeszcze nowsze trendy, aby nie tylko odwiedzać swoich pracowników, ale wszystkich tzw. interesariuszy, a więc i klienta, i dostawcę, i sąsiada. Na tym polega nowoczesne zarządzanie, że z jednej strony gdzieś tam, podejmując centralne decyzje, utrzymuje się kontakt również psychiczny, również emocjonalny z ludźmi, których te opinie dotyczą.

Tomasz Skory: Panu jako obywatelowi jest dobrze, że rząd się troszczy, poznaje problemy, otwiera zakłady, spotyka się z obywatelami?

Jacek Santorski: Oczywiście, bo nawet jeśli będzie tak, że główna intencja doradców, czy polityków jest, aby zrobić to w sposób spektakularny, tak, aby media zrobiły z tego potem jakąś akcję, która ma cele polityczne, ma przysporzyć popularności, wyborców, to jest to ten sposób robienia, realizowania takich celów, w których jest wielka szansa, że się tej rzeczywistości dotknie. Nawet jeśli gdzieś tam po staremu trawę pomalują, to jednak też powiedzą co nieco.

Tomasz Skory: Czyli rozumiem, że jest to nie tyle terapia dla społeczeństwa, co dla rządu, który jest zestresowany złymi notowaniami.

Jacek Santorski: To nie jest terapia, to jest podstawowa procedura zarządzania. Ja żałuję, że dziś nie żądzą ci, którzy byli zacni, ale okazali się nieudolni. Teraz rządzą ci, którzy wiedzą, jak to się robi. To jest podstawowa procedura zarządzania, to co ci panowie robią.

Tomasz Skory: Ale panie doktorze, te wycieczki i zabiegi, które je poprzedzają? Ja przypomnę, prasa popularna pisze o malowaniu asfaltu na czarno, trawy na zielono itd. Wszystkie te zabiegi, które ją poprzedzają, to jest takie świadome rozbudzanie już nie dzisiejszych sentymentów. My to pamiętamy z PRL-u.

Jacek Santorski: Ludzie jeszcze nie dorośli i aktualizują stare stereotypy. Mam nadzieję, że jak gdzieś taką pomalowaną trawę któryś z ministrów zobaczy, to się uśmiechnie i powie: proszę państwa ja tutaj przyszedłem posłuchać, co was boli, a nie patrzeć jak malujecie trawę.

Tomasz Skory: Myśli pan, że Polacy będą się nabierać na takie lukrowane, podrasowane obrazki, które pokazuje państwowa telewizja? Właśnie ten trawnik pomalowany na zielono.

Jacek Santorski: No więc to, co potem z tym media robią, może być dla mnie problematyczne. Natomiast nie samo spotkanie lokalne, które się tam dzieje. Wolę, żeby ten minister robił to, niż poszedł do banku przeglądać swoje konto.

Tomasz Skory: Ale gdybyśmy spojrzeli na notowania rządzących SLD, PSL, one wciąż systematycznie zjeżdżają w dół, a jednak nadal mają powyżej 30 proc. poparcia. To znaczy, że ta taktyka gospodarskich wizyt sprawdza się. Czy tak samo byłoby, gdyby telewizja pokazywała to tak, jak powinna?

Jacek Santorski: Pytanie: jak powinna?

Tomasz Skory: Ostatnio „Rzeczpospolita” opublikowała kolejny raport na temat telewizji, który pokazuje różnice między „Informacjami”, „Faktami” a „Wiadomościami” i „Panoramą”. Jest to różnica na niekorzyść „Wiadomości” i „Panoramy”.

Jacek Santorski: Powiedziałbym tak, gdyby telewizja tego w ogóle nie pokazywała, a ci ministrowie dalej tam jeździli, to byłaby dla mnie sytuacja czysta i powiedziałbym, że bardzo profesjonalna. Natomiast telewizja, jak zwykle, to wszystko komplikuje.

Tomasz Skory: Z punktu widzenia terapeuty, jak rozumiem, dla społeczeństwa lepsze są wiadomości nafaszerowane optymizmem, takie „adin, dwa, tri - jest ci dobrze”.

Jacek Santorski: Ja przepraszam bardzo, teraz jesteśmy w radiu, a pan rozmawia ze mną jak w telewizji. Pan odwrócił kota ogonem, ale jak rozumiem, że to jest taka prowokacja, dzięki której lepiej mogę przekazać swoją intencję. Otóż chcę jeszcze raz powiedzieć, że sam fakt, że ministrowie objeżdżają kraj, że spotykają się z ludźmi, jest to standardowa procedura zarządzania. Natomiast co potem z tym robią media, to jest dodatkowy problem i ja w tej chwili nie chcę się wypowiadać, czy to jest dobrze, że ludzie zobaczą pomalowaną trawę. Ja w ogóle nie chcę się wypowiadać na temat tego, co jest dobrze, co ludzie zobaczą lub nie na tych ekranach. Dla tej społeczności lokalnej jest dobrze, że spotkają się z ministrami, którzy do nich przyjeżdżają. Dzięki temu oni nie przyjadą do Warszawy.