W szkole w Biesłanie nie było żadnego wybuchu - twierdzi rosyjski dziennik "Izwiestija", zadając kłam oficjalnej wersji władz. Kreml twierdzi, że do szturmu komandosów doszło po eksplozji w szkole.

Byliśmy bardzo blisko szkoły. Bardzo dobrze słyszeliśmy, jak to się zaczęło. Na początku nie było żadnego wybuchu. Były coraz bardziej intensywne strzały z automatów. Dopiero po jakimś czasie, może po iluś sekundach, a może po minucie, nastąpiła eksplozja - napisał dziennik.

Władze - które na każdym kroku podkreślają, że nie chciały szturmować szkoły i ryzykować życiem ponad tysiąca zakładników – zapewniają, że przyczyną chaosu był przypadkowy wybuch w sali gimnastycznej. Później doszło do paniki i ucieczki grupy dzieci, którym terroryści zaczęli strzelać w plecy.

Wersja o strzałach jest sprzeczna z twierdzeniami władz. Dopuszcza bowiem możliwość, że nastąpiła prowokacja ze strony rosyjskich służb. Kilka godzin po opublikowaniu artykułu redaktor naczelny "Izwiestii" Raf Szakirow podał się do dymisji. Nie chciał komentować, z czym jest ona związana. Nie wiadomo, czy jej przyczyną jest artykuł.