Izrael i Autonomia Palestyńska wzajemnie obarczyły się odpowiedzialnością za wczorajszy zamach w północnym Izraelu. W eksplozji bomby w autobusie zginęło co najmniej 9 osób, a około 50 zostało rannych. Do ataku przyznała się palestyńska organizacja terrorystyczna Hamas.

Na wieść o zamachu premier Izraela Ariel Szaron odwołał zapowiedziane na najbliższe dni rozmowy z kilkoma ministrami Autonomii Palestyńskiej.

Rzecznik rządu zapowiedział bezlitosną walkę z terrorystami: Jest oczywiste, że Izrael musi w dalszym ciągu prowadzić walkę bez litości przeciwko organizacjom, które stoją za tego typu atakami - powiedział Avi Pazner. Jego zdaniem Palestyńczycy muszą zrozumieć, że w tej wojnie mają więcej do stracenia niż zyskania.

Jeden z doradców palestyńskiego lidera Jasera Arafata stwierdził z kolei, że to polityka szefa izraelskiego rządu doprowadziła do ostatnich aktów przemocy: To rząd Ariela Szarona odpowiada za przemoc, ponieważ prowadzi politykę agresji wobec Palestyńczyków i odmawia powrotu do stołu negocjacyjnego - stwierdził Nabil Abu Rudeina.

Do zamachu przyznał się Hamas. Według terrorystów jest to odwet za śmierć Salaha Shehada, szefa wojskowego skrzydła organizacji. Hamas jest także odpowiedzialny za zamach na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, gdzie zginęło 7 osób, a ponad 80 zostało rannych.

Zamach to nie koniec tragicznych doniesień z Bliskiego Wschodu. W Jerozolimie Palestyńczyk ostrzelał izraelski posterunek przed Bramą Damasceńską we wschodniej części miasta. W strzelaninie zginęły co najmniej 3 osoby, w tym zamachowiec. 14 osób zostało rannych.

Na Bliskim Wschodzie jest stały korespondent RMF Eli Barbur, posłuchaj jego relacji:

foto RMF

06:20