Po 22 latach okupacji izraelskie wojska opuszczają południowy Liban - do końca tego tygodnia nie ma tam być już ani jednego izraelskiego żołnierza.

Wcześniejszy odwrót czy paniczna ucieczka? Jak podała agencja AFP, Izrael wycofał w nocy z Południowego Libanu 3/4 swoich wojsk. Zlikwidowano między innymi drugą co do wielkości bazę w Bint Jbail. Na granicy - wielkie zamieszanie - dziennikarze informują o kolumnach ciężarówek wojskowych, które co chwila nadjeżdżają od strony Libanu.

Izrael zaczęł wypełniać także inny punkt porozumienia pokojowego. Z więzienia Khaim koło Jerozolimy zwolniono wszystkich palestyńskich więĄniów. Uwolnienie Palestyńczyków zapisane było w układzie z Wye Plantation. Do początku maja mieszkańcy Autonomii Palestyńskiej organizowali wielkie demonstracje, domagając się wypełnienia tej obietnicy. W starciach z policją zginęło kilkanaście osób.

Rozwój wydarzeń na izraelsko-libańskim pograniczu to wielkie zaskoczenie. Rząd Ehuda Baraka miał bowiem wycofać swoje wojska dopiero pod koniec czerwca. Libańczycy postanowili jednak nie czekać, aż Izraelczycy zwrócą im zagarnięte 22 lata temu tereny i od kilku dni wracają do swoich domów. Strzegąca do tej pory porządku w strefie bezpieczeństwa proizraelska Armia Południowego Libanu uciekła - bojąc się zemsty Hezbollahu. Izraelskie władze nakazały też zejście do schronów mieszkańcom północnej częsci Izraela, na którą w każdej chwili spaść mogą rakiety Hezbollahu.

Mimo to premier Ehud Barak nie traci dobrego samopoczucia. Jego zdaniem odwrót przebiega zgodnie z planami i w żadnym wypadku nie można mówić o ucieczce...

Tłumaczenie:

"Zwyciężymy. Wierzę, że doprowadzimy do pokojowego wycofania się naszych wojsk z Południowego Libanu i do umocnienia naszych pozycji wzdłuż granicy"

-- powiedział premier Ehud Barak. Jego rząd nie przyznał oficjalnie, że już teraz odda strefę bezpieczeństwa. Premier otrzymał jednak uprawnienia do samodzielnego podjęcia decyzji o odwrocie. Nieoficjalnie mówi się, że do końca tego tygodnia w Południowym Libanie nie będzie już ani jednego izraelskiego żołnierza. Zdaniem izraelskiego ministra spraw zagranicznech Dawida Lewiego,

rząd Libanu powinien wysłać wojska na południe tego kraju, na tereny z których wycofuje się izraelska armia. Władze w Bejrucie muszą czuć się odpowiedzialne za te ziemię, gdyż w przeciwnym wypadku ktoś inny zrobi to za nie i przejmie odpowiedzialność - dodał Lewi, odnosząc się do akcji szyickich muzułmanów z ugrupowania Hezbollah.

Tymczasem sytuacją w południowym Libanie niepokoi się Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Ambasadorzy z krajów członkowskich rady spotkali się w Nowym Jorku, aby omówić nagły odwrót wojsk izraelskich ze strefy bezpieczeństwa. Choć wycofanie wojsk jest zgodne z rezolucjami Rady Bezpieczeństwa z roku 1978 odbywa się to w sposób, który może zagrażać bliskowschodniemu procesowi pokojowemu. Miejsce proizraelskiej Armii Południowego Libanu zajmują bowiem islamiści z Hezbollahu, którzy od lat atakują północną część Państwa Żydowskiego.

Rada Bezpieczeństwa nie podjęła żadnych wiążących decyzji - nieoficjalnie wiadomo, że z powodu sprzeciwu Chin i Rosji. W planach jest jednak wzmocnienie sił pokojowych UNIFIL o kilka tysięcy żołnierzy oraz wysłanie do Libanu specjalnego wysłannika.

Sytuacją w płd Libanie nie są natomiast zaniepokojone Stany Zjednoczone. "Apelujemy jednak do wszystkich o zachowanie spokoju i dostosowanie się do postanowień ONZ, dotyczących tych terenów - powiedział wysoki rangą urzędnik departamentu stanu.

Ostatnie zmiany:

Wiadomości RMF FM 6:45