Otwarcie zawodów prawniczych może wywołać efekt domina. Dyktatury korporacyjnej nie chcą już nie tylko przyszli architekci, lekarze czy inżynierowie budowlani, ale również członkowie innych samorządów zawodowych, których to członkostwo coraz bardziej uwiera - pisze "Gazeta Prawna".

W Polsce jest około 130 zawodów wymagających różnego rodzaju zezwoleń i licencji na prowadzenie działalności. Istnieje też 17 samorządów zawodowych, których uprawnienia szczegółowo regulują ustawy. To one decydują, kto może legitymować się tytułem architekta czy doradcy podatkowego, a kto nie. Dla młodych ludzi ukończenie studiów to dopiero początek drogi przez mękę do upragnionego zawodu.

Ograniczenia zawodowe mają np. młodzi lekarze. Dla nich zdanie Lekarskiego Egzaminu Państwowego (LEP) i dostanie się na specjalizację jest prawdziwą gehenną. Polska jest jednym z trzech krajów UE, gdzie taki egzamin obowiązuje. Natomiast ponad połowa krajów Unii nie przewiduje nawet stażu po studiach. W ten sposób polscy lekarze znaleźli się w o wiele gorszej sytuacji od unijnych kolegów, którzy dzięki zasadzie wzajemnego uznawania kwalifikacji mogą przyjeżdżać do Polski i wykonywać swój zawód bez stażu i LEP.

Wszystko wskazuje jednak na to, że w najbliższych latach korporacje zawodowe znajdą się w odwrocie. Zwycięzca ostatnich wyborów, PiS, zapowiada uchwalenie całego pakietu ustaw

ograniczających władzę korporacji i otwierających zawody: komornika, urbanisty, architekta, a nawet częściowo lekarza.