Pierwsze dwa polskie jastrzębie F-16 przylecą do Polski z 24-godzinnym opóźnieniem. Wszystko przez drobną awarię - mówił RMF FM rzecznik MON-u Piotr Paszkowski.

Dwie nowe polskie maszyny lecą już na podpoznańskie lotnisko w Krzesinach, ale nie dotrą tam dziś – jak planowano – ale dopiero jutro.

Mówiono mi, że to drobna usterka techniczna. Zdarzają się takie rzeczy – jakaś kontrolka nie działa... Przepisy bezpieczeństwa przewidują, że wtedy trzeba zawrócić. Nic takiego, lecą - mówił Paszkowski.

W przypadku przelotu nad Atlantykiem nawet najmniejsza awaria, na przykład przepalony bezpiecznik może być przyczyną przełożenia lotu - komentuje ekspert od lotnictwa Grzegorz Hołdanowicz z miesięcznika "Raport". Samoloty pilotują Amerykanie – do czasu przekazania maszyny należą do USA i to one odpowiadają za ich bezpieczny transport.

Ale według naszych nieoficjalnych informacji, usterka w samolotach wcale nie była taka błaha. Podobno awarię sygnalizował system odpowiedzialny za tankowanie samolotu w powietrzu. W czasie tak długiej trasy jak do Europy F-16 musi dwa, albo nawet trzy razy uzupełniać paliwo.

Bez bezbłędnej pracy tego systemu lot jest niemożliwy. Podobno były też problemy z radiolokatorem, z systemem, który umożliwia obserwowanie przestrzeni - mówi ekspert lotnictwa Tomasz Hypki. Jak dodaje, Amerykanie z pewnością dmuchają na zimne i stąd decyzja o natychmiastowym powrocie samolotów do bazy. Jakakolwiek usterka czy awaryjne lądowanie mogłoby oznaczać katastrofę – jeśli nawet nie lotniczą to z pewnością propagandową.

A baza w Krzeisnach już od kilku dni gotowa jest na przyjęcie samolotów. Na czwartek zaplanowana jest wielka feta z udziałem prezydenta i jego małżonki, która będzie matką chrzestną maszyn.