Dwaj górnicy, którzy doznali urazów w wyniku tąpnięcia w kopalni "Rudna" w Polkowicach, wciąż przebywają w szpitalu. Ich stan jest dobry. Akcja uwalniania uwięzionych w podziemnym korytarzu 19 górników trwała ponad 7 godzin. Od wtorkowego wieczoru doszło do kilkunastu wstrząsów wtórnych. Dopiero dziś pod ziemię zjadą specjaliści.

Obecnie w szpitalu przebywa dwóch górników. Obaj mężczyźni są w dobrym stanie. Nie ma zagrożenia dla ich życia. Pierwszy z górników znajdował się w grupie, która ewakuowała się o własnych siłach. Mężczyzna jest poobijany i ma niewielkie urazy. W szpitalu w Lubinie pozostanie najwyżej kilka dni. Drugi górnik został wydobyty po siedmiu godzinach przez ratowników górniczych. Trafił do szpitala w Głogowie z ogólnymi potłuczeniami oraz trzycentymetrową raną ciętą skóry głowy. Pozostanie w szpitalu na obserwacji - powiedziała Anna Osadczuk z biura prasowego KGHM Polska Miedź SA.

Do szpitala trafili też inni górnicy, ale obecnie wszyscy są już w domu. Trzej, którzy skarżyli się na bóle kręgosłupa, otrzymali specjalne gorsety.

Oddaleni od potencjalnego zagrożenia


Osadczuk podkreśliła, że - zgodnie z zarządzeniem dyrektora kopalni - pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, przez kilka kolejnych dni nie pracują "na przodku", gdzie zagrożenie jest największe. Ponadto - jak przypomniała - do dyspozycji pracowników poszkodowanych w wypadkach jest psycholog.

Dodała, że pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, mogą skorzystać z urlopu wypoczynkowego albo zwolnienia lekarskiego. Mogą też wrócić do pracy w czwartek. To jest indywidualna sprawa każdego z tych pracowników i ich oceny sytuacji. Pracodawca w tej materii nie robi żadnych trudności - mówiła Osadczuk.

Wizję lokalną opóźniają względy bezpieczeństwa


Dziś w kopalni "Rudna" odbędzie się wizja lokalna. Specjaliści zjadą, żeby ocenić szkody. Ze względów bezpieczeństwa zawsze czeka się około doby, aby sprawdzić, czy nie nastąpią wstrząsy wtórne. Od wtorkowego wieczoru zanotowano ich kilka, ale o nieznacznej sile.

Jedna z najtrudniejszych akcji


Akcja poszukiwawcza w polkowickiej kopalni rozpoczęła się we wtorek wieczorem ok. godz. 22 i trwała ponad 7 godzin. Z relacji rzecznika prasowego KGHM Polska Miedź Dariusza Wyborskiego wynikało, że chodnik prowadzący do miejsca, w którym na głębokości ponad 1000 metrów pod ziemią pracowali poszukiwani, został zasypany skałami. Początkowo od strony rumowiska próbowała do nich dotrzeć 25-osobowa grupa ratowników górniczych i osoby pracujące w okolicach zasypanego korytarza, które przyłączyły się do poszukiwań. Wszyscy byli jednak zmuszeni do wycofania się - ich życiu zagrażały nieustannie odpadające odłamki skalne. Ratownicy zdecydowali więc, że spróbują dostać się do poszukiwanych od strony "Polkowic-Sieroszowic", gdyż kopalnie połączone są tunelami.

W środę nad ranem udało im się dokopać do szczeliny, w czym pomogły trzy potężne maszyny, drążące nowe przejście. Po godzinie 5 poinformowano, że ratownicy odnaleźli wszystkich poszukiwanych górników. Na powierzchni natychmiast przebadał ich lekarz.

Władze kopalni "Rudna" podkreślają, że była to najtrudniejsza tego typu akcja w historii wypadków w kombinacie miedziowym. Ratownicy aż przez siedem godzin nie mieli żadnego kontaktu z poszukiwanymi. Z tego powodu ratownicy nie wiedzieli, jaka ewentualnie pomoc będzie potrzebna ich kolegom, czy w jakim są stanie.

Wstrząs był odczuwalny na ogromnym obszarze


Tąpnięcie miało miejsce we wtorek wieczorem, kilka minut po godzinie 22. Wstrząs trwał kilkanaście sekund i był odczuwalny w promieniu kilkunastu kilometrów od kopalni. W mieszkaniach mocno zakołysały się żyrandole i lampy, zadrżały meble. Dzwoniąc na Gorącą Linię RMF FM, informowaliście także o chwilowych problemach z dostępem do sieci telefonicznej.

Według Europejsko-Śródziemnomorskiego Centrum Sejsmologicznego, ziemia w Polkowicach zatrzęsła się z siłą około 4,7 stopnia w skali Richtera.