Co najmniej dwa miesiące spędzi w areszcie Michał K., zatrzymany w środę wiceszef Narodowego Funduszu Zdrowia. ABW aresztowała go m.in. pod zarzutem korupcji. Na razie prezes NFZ nie widzi powodu, by odwoływać urzędnika ze stanowiska.

Wg Millera nie może odwoływać zaangażowanego i sumiennego pracownika na podstawie zarzutów dotyczących zjedzenia obiadu za niespełna 700 zł, tym bardziej – jak podkreślał – że w żaden sposób sprawa nie dotyczy Narodowego Funduszu Zdrowia jako instytucji.

Jest to jedynie prywatna, choć przykra, sprawa Michała K. i jego znajomych. Sprawa dotyczy prywatnej relacji między trzema panami, którzy się spotkali – nie wiem ile razy; przyznam, że nie wiem w jakich miejscach - mówił. A z taką wiedzą, jak dodał, nie można wydawać wyroków.

Jednak z ABW wyciekają także informacje, że nie chodzi tylko o kolację i obiad za tysiąc złotych, to również nieprawidłowości z listą leków refundowanych. Trzeba jednak zaznaczyć, że jeśli Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rzeczywiście dysponuje dowodami na takie nieprawidłowości, to taka sprawa na pewno nie dotyczy NFZ. Fundusz właściwie nie ma żadnego wpływu na kształt list refundacyjnych. Te bowiem powstają w ministerstwie pod czujnym okiem Marka Balickiego.

Michał K. - owszem - pracował wcześniej w resorcie zdrowia, gdyby jednak manipulował przy lekach w największym kłopocie byłby teraz minister Balicki.

Decydując o areszcie, sąd wziął pod uwagę wysokość kary, jaka może grozić Michałowi K. za wzięcie łapówki – do 8 lat więzienia. Podejrzewano także, że może dojść do matactwa. Część zarzutów mówi bowiem o nakłanianiu do składania fałszywych zeznań.

Przypomnijmy, że Michał K. w NFZ pełnił kluczową funkcję - był odpowiedzialny za kontraktowanie świadczeń medycznych.