Już czwarty dzień strażacy gaszą pożar składowiska odpadów w Studziankach niedaleko Białegostoku. Z powodu dymu cztery osoby z pobliskiej wsi musiały opuścić swój dom.

Zawartość toksycznych substancji w dymie nie przekracza norm, ale sam dym jest gęsty i duszący. To zagrażało zdrowiu mieszkańców jednego domu w okolicach Chorodnianki. Cztery osoby przeniosły się do sąsiadów. Na szczęście dziś wiatr zmienił kierunek, więc prawdopodobnie niebawem wrócą do siebie.

Strażacy wciąż nie są w stanie ugasić pożaru. Przez weekend zmniejszyli powierzchnię płonącego składowiska o kilkaset metrów kwadratowych, jednak wciąż jest ono zbyt duże, by dotrzeć do wszystkich zarzewi ognia.

Strażacy nie mówią o przyczynie pożaru, jej ustaleniem zajmuje się policja. Prezes firmy Czyścioch Maciej Potentas uważa, że było to umyślne podpalenie magazynowanych odpadów komunalnych, które w kwietniu miały posłużyć do rozruchu instalacji recyklingu w budowanym zakładzie. O podejrzeniu podpalenia poinformował już prokuraturę.

Pożar wybuchł w nocy z czwartku na piątek na placu, gdzie magazynowane są wymieszane odpady sprasowane w bele. Ogień zauważyli nad ranem pracownicy składowiska i to oni zawiadomili strażaków.