Stała praca za godziwe wynagrodzenia - to zdaniem 44 proc. respondentów badania Instytutu Homo Homini dla Faktów INTERIA.PL najpewniejsza ochrona przed biedą. Wyższe wykształcenie wskazało zaledwie 8 proc. badanych. "Mieliśmy okres, chyba już przemijający, gdzie powstawało wiele uczelni prywatnych, których oferta miała niewiele wspólnego z nauczaniem" - komentuje doktor Grzegorz Foryś z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Przed biedą uchronić może jedynie stała praca za odpowiednie wynagrodzenie, uważa tak 44,1 proc. pytanych. Wydawałoby się, że z pracą za odpowiednie wynagrodzenie wiązać się będzie wyższe wykształcenie. Tak jednak nie jest. Wartość wykształcenia została zdewaluowana i zdaniem respondentów nie jest obecnie gwarancją godziwej zasobność portfela. Według Polaków przewagę nad dyplomem ukończenia szkoły wyższej ma m.in. zaradność, pracowitość i kreatywność. Tę opinię podziela 21,1 proc. respondentów.

Czy naprawdę poziom kształcenia w Polsce jest tak niski, że wyższe wykształcenie nie ma większego znaczenia? Na to pytanie w rozmowie z INTERIA.PL odpowiada doktor Grzegorz Foryś z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Nie uważam, aby poziom kształcenia w Polsce był niski, ale na pewno stał się zróżnicowany. Innymi słowy część uczelni kształci na wysokim poziomie, część jedynie udaje, że uczy czegokolwiek. Na szczęście obecnie rynek coraz wyraźniej selekcjonuje uczelnie na te silne gdzie poziom kształcenia jest co najmniej dobry i te słabe gdzie trudno mówić o nowoczesnym nauczaniu - mówi ekspert.

Mieliśmy okres, chyba już przemijający, gdzie powstawało wiele uczelni prywatnych, których oferta miała niewiele wspólnego z nauczaniem. Generalnie jednak chciałbym podkreślić, że nauka i studia zawsze się opłacają. Jak przyjrzymy się danym dotyczącym bezrobocia to zobaczymy, że w całym okresie ostatniego ćwierćwiecza bezrobocie wśród osób z wykształceniem wyższym pozostawało na najniższym poziomie. Mówi się również dzisiaj w Polsce, że bardziej opłaca się obecnie studiować kierunki ścisłe i techniczne, z uwagi na łatwość znalezienia pracy. To też nie jest do końca prawdą. Gdy przyjrzymy się danym na temat przyszłości rynku pracy z uwzględnieniem różnych branż to okaże się, że obok inżynierów, administracji i PR-owców, największe zapotrzebowanie będzie na absolwentów szeroko rozumianych studiów humanistycznych, ten rynek pracy będzie się zwiększał - uważa socjolog.

Doktor Foryś dodaje, że w jego opinii studia uniwersyteckie pozwalają zdobyć umiejętności, które dają większą elastyczność na rynku pracy niż studia techniczne.

Można zaryzykować twierdzenie, że często nie dają konkretnego zawodu, ale pozwalają zdobyć umiejętności do wykonywania wielu różnych zawodów. Ważne jest, aby młodzi ludzie podejmując studia wiedzieli, co chcą osiągnąć, jaki mają plan na swoje życie i podporządkowali temu własne studia, wykorzystali je twórczo dla rozwoju swoich umiejętności, takich jak: kreatywność, zdolność podejmowania decyzji, współpraca w grupie, zarządzania czasem, bo takich umiejętność oczekują pracodawcy - podsumowuje ekspert.

"W społeczeństwie są obecne mechanizmy segregacji"

Zaledwie 7 proc. badanych uważa brak odpowiedniego wykształcenia, za przyczynę biedy. Podczas gdy aż 45,2 proc. obwinia o nią złą sytuację ekonomiczną w naszym kraju.

W dalszej części badania przekonujemy się jednak o tym, że im mamy niższe wykształcenie, tym częściej dostrzegamy problem biedy w społeczeństwie. Najwyższy odsetek osób dostrzegających biedę, jako znaczący problem, odnotowuje się w grupie badanych z wykształceniem podstawowym (93,8 proc.). Nieco rzadziej problem ten zauważany przez respondentów z wykształceniem wyższym (77,6 proc.). Może być to związane z otoczeniem ludzi legitymujących się wyższym wykształceniem, lepiej sytuowanych, które nie posiadają w kręgu znajomych osób ubogich.

Doktor Foryś w rozmowie z INTERIA.PL podkreśla, że ludzie są raczej zmuszeni do tego, aby otaczać się ludźmi biednymi.

Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie bogaci lubią się otaczać ludźmi bogatymi. Ma to swoje uzasadnienie zarówno na gruncie psychologii, jak i socjologii.  Obecne są w społeczeństwie mechanizmy segregacji rezydencjalnej, które powodują, że ludzie o podobnym statusie materialnym zamieszkują na wspólnej przestrzeni. W skrajnej postaci może to prowadzić do zamykania się tej przestrzeni i tworzenia enklaw, zarówno biedy jak i bogactwa - tłumaczy ekspert.

Związane jest to również z procesami stratyfikacyjnymi, w efekcie których ludzie zajmują określone miejsce w hierarchii społecznej ważności. Wiąże się to z znacznym wysiłkiem tych osób w związku z tym zamieszkiwanie z tymi, którzy zajmują pozycje niższe, a na pewno zdecydowanie niższe, nie wchodzi w grę, bo mogłoby uchodzić za przejaw degradacji społecznej. Niechęć do zamieszkiwania z ludźmi o innym od naszego statusie społecznym powodowana jest też po prostu tym, że zbyt wiele tych ludzi różni, nie tylko w sensie ekonomicznym, ale również społecznym, kulturowym i psychologicznym - dodaje socjolog.

Jak się okazuje Polacy swoje warunki materialne oceniają jako średnie. Co piąta osoba deklaruje, że znalazła się w życiu w sytuacji skrajnie trudnej ekonomicznie, bez środków na żywność. Wśród tych osób, 2/5 to respondenci bez wykształcenia, 1/5 z wykształceniem średnim i niemal tyle samo z wyższym.

Wartość straciły również szkolenia dla bezrobotnych - zaledwie 0,8 proc. respondentów wskazało je jako dobre rozwiązanie.

red. Katarzyna Krawczyk

Więcej na ten temat przeczytasz na portalu interia.pl