Od dziś w Sosnowcu są już trzy izby przyjęć. Przez dwa ostatnie miesiące ponad 200-tysięczne miasto miało tylko jedną taką placówkę. Tworzyły się tam gigantyczne kolejki pacjentów.

Od początku stycznia pogotowie odwoziło pacjentów do szpitala św. Barbary. Tam działa szpitalny oddział ratunkowy, który zaczął też pełnić rolę jedynej w mieście izby przyjęć. W poczekalni aż roiło się od pacjentów. Bywały dni, że w kolejce trzeba było czekać nawet do 10 godzin. Trafiali tam pacjenci z najróżniejszymi schorzeniami - od skaleczonej dłoni po zapalenie wyrostka robaczkowego.

Dwie kolejne izby przyjęć ma także w Sosnowcu szpital miejski. Ale te nie działały w pełnym zakresie, bo nie było na nie kontraktu z NFZ-em. Dyrektor miejskiego szpitala nie chciał bowiem przyjąć warunków stawianych przez Fundusz, czyli utrzymania dwóch kolejnych izb tylko za prawie 650 tysięcy złotych rocznie. Tylko, bo rok wcześniej kwota była ponad dwa razy wyższa. Dlatego nie mogłem się zgodzić na tak skandalicznie niski kontrakt - mówi Zbigniew Swoboda, dyrektor szpitala. Urzędnicy Funduszu argumentowali, że kontrakt jest mniejszy, bo o przyznanej kwocie decydują m.in. odpowiednie sprawozdania z działalności izby przyjęć a przez kilka miesięcy dyrektor szpitala nie wysyłał stosownych raportów.

Kiedy ogłoszono nowy konkurs, dyrektor dalej nie chciał przyjąć warunków. W sprawę wmieszały się jednak władze miasta, bo to miejski szpital. Padły argumenty, że mieszkańcy nie mogą być pozbawieni doraźnej pomocy, a w kolejce do lekarza nie można czekać 10 godzin, co zdarzało się, kiedy działała jedna tylko izba przyjęć. Dlatego nakłoniono dyrektora, żeby przyjął warunki Funduszu. Ten jednak nie składa broni i już złożył odwołanie w sprawie wysokości podpisanego kontraktu.