Szef śląsko-dąbrowskiej "S" Dominik Kolorz domaga się od MSW interwencji ws. działań policji podczas poniedziałkowej manifestacji górników w Jastrzębiu-Zdroju. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odpowiada, że demonstranci byli agresywni, więc policja musiała podjąć działania adekwatne do sytuacji.

Poniedziałkowa, trwająca ponad cztery godziny demonstracja przed budynkiem JSW, rozpoczęła się w południe. Na początku przebiegała dość spokojnie. Górnicy domagali się odejścia prezesa JSW Jarosława Zagórowskiego. Potem, w stronę siedziby spółki poleciały m.in. metalowe kulki z łożysk. Zniszczone zostały drzwi i fragmenty elewacji. Gdy ochraniający budynek policjanci wyszli na zewnątrz, część manifestantów zaczęła ich atakować. Funkcjonariusze użyli   gazu pieprzowego, potem też armatki wodnej.

Protestujący zaczęli rzucać w policjantów m.in. petardami i krzyczeć w ich stronę: "gestapo, gestapo". Ok. godz. 15 funkcjonariusze oddali strzały z broni gładkolufowej w powietrze, a potem również w kierunku atakujących ich osób. 

W poniedziałek po południu policjanci podawali informacje o sześciu poszkodowanych funkcjonariuszach i sześciu manifestujących, którym udzielono pomocy. Jak mówił rzecznik śląskiej policji podinspektor Andrzej Gąska, nie mieli oni "poważnych obrażeń". We wtorek policja uściśliła w komunikacie, że rannych zostało czterech policjantów (mieli stłuczenia i oparzenia po wybuchach petard), a sześciu protestującym udzielono pomocy na miejscu. Zatrzymano osiem osób (w wieku od 23 do 41 lat) - za atak na policjantów i zniszczenie mienia.