Zamiast brukselskiego kompromisu w sprawie unijnej konstytucji same nieporozumienia. Oto efekt szczytu UE. Poszczególne państwa szukają winnych. Najczęściej pada na Polskę i Hiszpanię, ale pojawiają się też głosy, że odpowiedzialność ponosi także włoska strona.

W Brukseli w kuluarowych rozmowach za niepowodzenie rozmów wini się Polskę i Hiszpanię, z naciskiem na Polskę. Podczas gdy Hiszpania proponowała jakieś kompromisy; była konstruktywna i elastyczna, premier Miller nie chciał zrobić ruchu ani o milimetr. Hiszpanie mówili nawet, że o ile im chodzi o realną władzę, to Polakom tylko o emocje.

Millera oskarża się także o brak doświadczenia w unijnej grze, gdzie każdy trochę ustępuje, aby by w końcu osiągnąć jak najlepszy dla siebie rezultat.

Także Niemcy mają sporo pretensji do Polski. Ale nie tylko polski rząd to "chłopiec do bicia". W niemieckiej prasie pojawiły się także komentarze, w których winą za niepowodzenie szczytu obwinia się także Włochów. Zarzuca się im bark przygotowania do konferencji. Wg niemieckiej prasy Włosi nie potrafili opanować sytuacji. Berlusconi biegał od drzwi do drzwi, gdzie trwały narady. Nie było otwartej dyskusji.

Dodajmy, że Niemcy od samego początku z wielką rezerwą pochodzono do włoskiej prezydencji.

Jednak sam premier Włoch odpowiedzialność za fiasko brukselskiego szczytu przypisuje wszystkim państwom. Berlusconi znany ze swych oryginalnych porównań mówił, że tym razem jego śródziemnomorska fantazja nie wystarczyła, aby pomóc w uzyskaniu porozumienia.

Włoski rząd jest na swój sposób dumny, iż nie dopuścił do przyjęcia konstytucyjnego bubla i nie zgadza się z opinią, że fiasko konferencji międzyrządowej to porażka włoskiej prezydencji. Tego samozadowolenia nie popiera jednak tamtejsza opozycja. Jej zdaniem w Brukseli poszło gorzej niż przewidywano i daje to bardzo silne argumenty eurosceptykom. Jeden z polityków stwierdził nawet, ze trudno Berlusconiemu było przekonać innych, by byli Europejczykami, jeśli samemu nie wierzy się w Europę.

11:15