Autor: Wojciech

WESOŁE MIASTECZKO

Gdzieś daleko stąd było sobie małe miasteczko, gdzie życie biegło powoli i na co dzień nie działo się nic niezwykłego. Mieszkańcy tego miasta żyli skromnie i tylko jeden dom bardzo różnił się od innych. Był większy, wysoki, kamienny, ale wiało od niego zimnem, ponieważ był szary i pusty. Pełno w nim było ciemnych, pustych pokoi, w których nikt nie przebywał i nikt ich nie sprzątał. Na podłodze gromadził się kurz, a ze ścian zwisały pajęczyny. W tym ponurym domu mieszkał samotnie pan Kokosan. Niż dziwnego, że był sam, gdyż był to człowiek zły i chciwy. Pomimo bogactwa jakie posiadał, nigdy nie dzielił się z innymi. Swe pieniądze trzymał w wielkiej drewnianej skrzyni, ustawionej w jednym z pokoi, za jeszcze większą szafą. Wielokrotnie różni ludzie zwracali się do Kokosana w potrzebie o pomoc, on jednak zawsze im odmawiał. Nikt nie lubił zatem Kokosana i nikt też nie wiedział, jak zdobył on swój majątek.

Na szczęście w mieście, o którym mowa mieszkał nie tylko pan Kokosan. Mieszkali tam również dobrzy ludzie, choć biedni Żyła tam też gromadka wesołych dzieci, które jak mogły starały się umilić sobie każdy dzień. Niestety nie było w mieście zbyt wielu rozrywek, a jak wiadomo, dzieci bardzo lubią się bawić. Pewnego dnia jeden z chłopców wybrał się z rodzicami w odwiedziny do rodziny z wielkiego miasta. Po powrocie opowiadał swoim koleżankom i kolegom o tym co widział. Dzieci słuchały z wielkim zaciekawieniem o autobusach, tramwajach, mostach, kinach i restauracjach. W ich małej miejscowości nie było niczego takiego, ale z największą zazdrością słuchały o Wesołym Miasteczku. Większość dzieci nigdy nie była w lunaparku, bo dom miasta było zbyt daleko. Wesołe Miasteczka omijały jednak ich miasto, które było zbyt małe i było w nich zbyt mało dzieci, które mogłyby zapłacić za jazdę na karuzeli.

- Jak by to było fajnie, gdybyśmy mieli u nas Wesołe Miasteczko - powiedziała jedna z dziewczynek. - Moglibyśmy cały dzień jeździć na karuzelach, a nasze Miasteczko byłoby pełne radości, muzyki i kolorowych światełek. Wszystkie dzieci na pewno bardzo by się cieszyły.

Jeden z chłopców zaproponował, żeby wysłać kogoś do miasta i dowiedzieć się, czy właściciel Wesołego Miasteczka nie zgodziłby się jednak przyjechać do nich z karuzelami. Dzieciom bardzo spodobał się ten pomysł. Wybrano najodważniejszego chłopca i najstarszą dziewczynkę, którzy mieli udać się do miasta w imieniu wszystkich dzieci z miasteczka.

Po ich powrocie okazało się, że przyjazd całego Wesołego Miasteczka, to droga sprawa. Właściciel powiedział jednak, że zgodzi się przyjechać do Miasteczka dzieci na cały dzień, z połową swoich wszystkich karuzel, fal, zjeżdżalni i innych atrakcji, jeżeli zbiorą one 100 złotych. Wtedy przez cały dzień dzieci będą mogły korzystać ze wszystkich atrakcji do woli. Dzieci wiedziały, że sto złotych to dużo pieniędzy, ale postanowiły zebrać konieczną sumę. Przez kilka kolejnych dni dzieci grupkami chodziły po mieście od domu do domu prosząc dobrych ludzi o pomoc i pieniążki na Wesołe Miasteczko. Ludzie dawali ile mogli i choć nie było to wiele, dzieci cieszyły się z każdego ofiarowanego pieniążka. Kiedy dzieci odwiedziły już wszystkie domy, zaczęły liczyć zebrane pieniądze. Okazał się, że zebrano 50 złotych. Smutno im się zrobiło, bo była to ledwie połowa potrzebnej sumy.

- Skąd wziąć resztę pieniędzy ? - zapytał głośno jeden z chłopców.

- Mamy tylko jedno wyjście - stwierdziła dziewczynka. - Musimy pójść do Kokosana.

- Do Kokosana ? - zdziwiły się inne dzieci. - Przecież on nigdy nic nikomu nie daje. Nie pamiętasz, że nawet na święta nie dał nam małego piernika za śpiewanie kolęd.

- To prawda - rzekła dziewczynka. - Ale czy mamy inne wyjście?

Dzieci zgodziły się, że w tej sytuacji bez pomocy Kokosana nigdy nie uda im się sprowadzić Wesołego Miasteczka.

Był już wieczór, ale zdecydowali się pójść. Wkrótce gromadka dzieci zbliżała się do ciemnego domu na wzgórzu. Zapukali do drzwi i po chwili otworzył im zaspany Kokosan. Był to wysoki, gruby człowiek z małymi oczami i wielkim czarnym wąsem. Gdy dowiedział się po co dzieci przyszły bardzo się zdenerwował.

- Czy wyście pogłupieli ?! - wykrzyknął. - Po co komu Wesołe Miasteczko ? Nie znoszę hałasu. Zawracanie głowy. Wynoście się stąd i żebym was tu więcej nie widział. Nie dadzą człowiekowi odpocząć. Nieznośne dzieciaki.

Dzieciom zrobiło się smutno i uciekły czym prędzej. Tego się właśnie spodziewały. Ich nadzieje na przyjazd kolorowych karuzel przepadły.

Gdy Kokosan z łoskotem zamknął drzwi i wrócił na swój bujany fotel do przerwanej drzemki w pokoju ze skrzynią i szafą zaczęło się poruszenie. Pieniążki zamknięte w skrzyni aż zabrzęczały ze złości.

- Co za gbur z tego Kokosana - powiedział jeden. - Przecież jest nas tutaj całe mnóstwo, nic by mu się nie stało gdyby kilka z nas oddał dzieciom. To zły człowiek, bez serca. Biedne dzieci. Gdybyśmy mogli im jakoś pomóc...

I znowu pieniążki głośno zabrzęczały.

Rozmowę dzieci z Kokosanem usłyszały również myszki mieszkające pod szafą. Kokosan był za gruby by sięgnąć pod szafę, więc mysia rodzina miała tam od lat swoje mieszkanie. Im także żal zrobiło się dzieci i postanowiły im pomóc.

- Mam pomysł - powiedziała jedna z myszek. - Musimy dostać się do skrzyni z pieniążkami.

Skrzynia była już stara i drewno, z którego była wykonana nie wydawało się zbyt twarde, więc myszki postanowiły wykorzystać swoje ostre ząbki i wygryźć dziurkę, przez którą pieniążki mogłyby wyjść. Nie zwlekając zabrały się do roboty. Pieniążki zachwycone tym pomysłem wskazały myszkom miejsce gdzie skrzynia była najcieńsza, a myszki na zmianę próbowały przegryźć się przez ścianę skrzyni.

Zadanie to okazało się jednak trudniejsze niż przypuszczały. Skrzynia okazała się bardzo solidna, a dębowe drewno bardzo twarde. Pomimo, że myszki pracowały całą noc i następny dzień udało im się zrobić tylko niewielki otwór, przez który mogły się przecisnąć tylko najmniejsze grosiki.

- Już nie mam sił - pisnęła najmniejsza myszka.

- Ja też już nie mogę gryźć - dodała starsza. - Ząbki mnie bolą.

Tak więc myszki przerwały pracę. Gdy smutne odpoczywały pod szafą najmniejsza z myszek wysunęła główkę i uważnie przyglądała się skrzyni. Po chwili zamyślenia stwierdziła:

- Jeżeli grosiki, którym uda się wyjść ze skrzyni ustawią się w wysoką piramidę, a nam udało by się zdobyć klucz do kłódki, to moglibyśmy otworzyć wieko skrzyni i uwolnić pieniążki.

Myszki z zainteresowaniem wysłuchały planu małej myszki, który mógł się udać, ale był bardzo ryzykowny. Należało bowiem ostrożnie dostać się do kieszeni swetra Kokosana, w której trzymał on zawsze klucz do swojego skarbu, nie budząc go.

Mama myszka, która potrafiła najciszej chodzić zdecydowała się spróbować. Chwila była odpowiednia, bo Kokosan, jak to miał w zwyczaju, zdrzemnął się na swoim fotelu. Myszki z zapartym tchem obserwowały jak mama myszka wspina się po nodze fotela i skrada się po oparciu w kierunku kieszeni Kokosana. Była już bardzo blisko, gdy Kokosan ziewnął i kiwnął się na fotelu. Przestraszona myszka spadła na podłogę. Myszki jęknęły cichutko z przerażenia, ale na szczęście mamie nic się nie stało. Otrzepała się tylko i po raz drugi wspięła się na fotel. Tym razem była ostrożniejsza. Myszka cichutko sunęła wzdłuż oparcia fotela, delikatnie wdrapała się po swetrze i już po chwili myszka wskoczyła do kieszeni Kokosana, gdzie znalazła ciężki metalowy klucz. Ząbkami wysunęła go z kieszeni i rzuciła na podłogę, gdzie już czekały pozostałe myszki, by go chwycić zanim upadnie i narobi hałasu. Uradowane myszki czym prędzej pobiegły do pokoju z szafą. Grosiki już tam czekały ustawione posłusznie w piramidę, po której najlżejsza z myszek wbiegła na górę w kierunku kłódki. Klucz pasował w już po chwili kłódka była otwarta. Pieniążki pomogły uchylić ciężkie wieko skrzyni i z radością zaczęły wyskakiwać na podłogę.

Ich radość, że plan się powiódł była tak wielka, iż nie zwróciły uwagi na głośny brzęk jaki powodowały skacząc wesoło po podłodze. Brzęczenie nie uszło jednak uwagi czujnych uszu Kokosana. W pokoju za ścianą dało się słyszeć senne pomrukiwanie, a po chwili w korytarzy rozległy się głośne kroki biegnącego Kokosana. Zasapany Kokosan wpadł pędem do pokoju i zajrzał za szafę. Myszki zdążyły na szczęście zamknąć wieko skrzyni, a pieniążki skryły się pod szafą, tak że Kokosan ujrzał jedynie klucz tkwiący w kłódce. Zdziwiło go to wielce, sprawdził ze nie ma klucza w kieszeni, ale pomyślał, ze pewnie zostawił go tam, gdy ostatnio oglądał swoje bogactwo. Na wszelki wypadek zamknął jednak kłódkę, a klucz mocno zacisnął w ręce.

-To już koniec - jęknęły myszki, gdy Kokosan wyszedł z pokoju i wrócił na swój fotel.

-Teraz nie uda nam się już otworzyć skrzyni.

Myszki popatrzyły na gromadkę pieniążków, którym udało się wyskoczyć ze skrzyni. Pieniążki smutno spuściły wzrok, bo było im przykro. Wszyscy postanowili jednak udać się razem do dzieci. Dzieci umieją liczyć lepiej niż myszki i może wystarczy tych pieniążków, które schowały się pod szafą.

W tym czasie dzieci siedziały ze spuszczonymi głowami w jednym z domów i nikt się nie odzywał. Żal im było, że mimo wysiłku, który włożyły w zbiórkę pieniędzy nie będą mogły gościć u siebie Wesołego Miasteczka. Tym większe było ich zdziwienie, gdy przez uchylone drzwi wbiegły do pokoju małe myszki z woreczkami pełnymi pieniążków. Dzieci ucieszyły się bardzo, poczęstowały myszki ciasteczkami i zabrały się do liczenia. Wkrótce okazało się, ze w woreczkach przyniesionych przez myszki było 49 złotych pieniążków. Razem z 50 pieniążkami zebranymi przez dzieci było to 99 złotych pieniążków. Do 100 brakował więc już tylko 1 pieniążek. Cóż było robić. Dzieci postanowiły mimo wszystko posłać zebrane pieniążki do właściciela Wesołego Miasteczka z prośbą, by jednak zechciał przyjechać.

Właściciel był bardzo zdziwiony, gdyż nie sądził, że dzieciom z biednego miasteczka uda się zebrać tyle pieniędzy. Miał dobre serce i mimo braku 1 złotego pieniążka wysłał do dzieci list z obietnicą, że przyjedzie. Miał przyjechać w niedzielę. Od soboty dzieci zabrały się za sprzątanie i dekorowanie miasta. Pomagali im w tym rodzice i inni mieszkańcy. Wszyscy chcieli, by ta niedziela była wyjątkowa. Już wieczorem w sobotę miasto wyglądało świątecznie i było gotowe na przyjazd Wesołego Miasteczka. Na rynku w centrum miasta przygotowano rozległy plac, na którym miały stanąć karuzele, zjeżdżalnie, strzelnice i wszelkie inne atrakcje. Wysprzątano chodniki, pomalowano ławki i porozwieszano kolorowe lampki.

Gdy następnego dnia rano dzieci szły po śniadaniu do kościoła przygotowania do otwarcia Wesołego Miasteczka były na ukończeniu. Właściciel przyjechał z pomocnikami jeszcze przed świtem, by zgodnie z obietnicą od rana Wesołe Miasteczko było otwarte. Prosto z kościoła dzieci pobiegły na rynek. Trudno opisać ich radość, gdy ujrzały wirujące karuzele, wielkie diabelskie koło, kolorowe zjeżdżalnie, kolejki dziecięce i wiele, wiele innych atrakcji. Ich marzenie się ziściło. Wraz z rodzicami przyglądali się najpierw błyszczącym urządzeniom, ale już po chwili wszyscy z wrzaskiem rzucili się do zabawy. Dzisiaj wszyscy mogli jeździć na czym chcieli zupełnie za darmo. Właściciel witał wszystkich uprzejmie przy bramie i częstował watą cukrową, którą dzieci bardzo lubią. Był tam nawet basen z wodą, po którym można było pływać łódkami i łowić kolorowe plastikowe rybki. Komu udało się złowić haczykiem taka rybkę dostawał nagrodę - zabawkę. Najwięcej chętnych było jednak na niezwykłą karuzelę zwaną "pająkiem", bo podobnie jak pająk miała 6 ramion, do których przyczepione były szybko wirujące wagoniki. Przez cały dzień w mieście rozbrzmiewała muzyka, słychać było śpiewy i radosny śmiech dzieci. Małe biedne miasteczko, zostało dziś prawdziwie wesołym miasteczkiem. Zabawa była tak wspaniała, że dzieci nie chciały nawet wrócić do domu na obiad. W końcu rodzice musieli przynieść dzieciom zupę i drugie danie w garnkach do samego Wesołego Miasteczka. Dzieci usiadły na trawie i z ochotą wszystko zjadły, dzieląc się tylko z myszkami, które kręciły się w pobliżu i pozwalały dzieciom bawić się ze sobą. W końcu była to przecież wyjątkowa niedziela i święto dzieci. Nigdy wcześniej nie było w miasteczku tak radosnego dnia. Rodzice byli ze swoich dzieci bardzo dumni.

Gdy zaszło słońce i nadszedł wieczór zapaliły się przygotowane przez dzieci lampiony, a zabawa trwała nadal. Wtem chłopcy zobaczyli, że do rynku zbliża się nieoczekiwanie pan Kokosan. Nie wiedzieli co to może oznaczać. Kokosan zbudzony muzyką roznoszącą się po mieście postanowił sprawdzić skąd bierze się ta wrzawa. Ubrała się w płaszcz, założył kapelusz i wolno zbliżał się do rynku, gdzie znajdowało się Wesołe Miasteczko. Gdy był już blisko dzieci zastąpiły mu drogę.

- Czego pan tu szuka, panie Kokosanie ? - zapytała najstarsza dziewczynka.

- Przyszedłem zobaczyć kto tak hałasuje przez cały dzień - odparł Kokosan. Chyba wolno mi spacerować, ha ha ha - zaśmiał się.

- Spacerować oczywiście wolno, ale to jest nasze Wesołe Miasteczko -odpowiedziała dziewczynka.

- A to dobre, ha ha ha. Wasze wesołe miasteczko. Musicie wiedzieć, że to ja jestem bogaty i mam tyle pieniędzy, że mogę iść gdzie chcę i kupić co chcę, nawet całe Wesołe Miasteczko. A poza tym może też mam ochotę trochę się zabawić - chichotał Kokosan.

Słysząc to dzieci zaczęły szeptać miedzy sobą, w końcu naradziły się i dziewczynka z uśmiechem powiedziała:

- W takim razie prosimy bardzo panie Kokosanie na naszą karuzelę. Wstęp będzie pana kosztował złotówkę.

- Jeden złoty, ha ha. Tylko tyle ? Oto mój pieniądz. Macie i prowadźcie mnie na tę karuzelę.

Chłopiec wziął pieniążek i z radością zaniósł ostatnią brakującą monetę do właściciela lunaparku.

Tymczasem dzieci poprowadziły Kokosana na "pająka". Wszedł do wagonika, rozparł się wygodnie w fotelu, podczas gdy dzieci szeptały coś do ucha właścicielowi, który uruchamiał karuzelę. Inne dzieci widząc, że Kokosan będzie jechał na tej karuzeli uciekły na bok i przyglądały się z oddali. Już po chwili "pająk" ruszył. Najpierw powoli, powoli wagoniki zaczęły obracać się wokoło, podczas gdy ramiona "pająka" zaczęły się podnosić. Kokosanowi bardzo się to spodobało. Uśmiechnięty rozglądał się dokoła. Karuzela kręciła się coraz szybciej i szybciej. W pewnej chwili wagoniki śmigały już tak szybko, że Kokosanowi zaczęło wszystko migać przed oczami. A karuzela jeszcze przyspieszała. Prędkość była tak, że w pewnej chwili Kokosanowi wiatr zerwał z głowy kapelusz. Kokosan zaczął się bać. Chwycił mocno poręcz wagonika i krzyknął ze strachu:

-Stać ! Stać ! Zatrzymajcie tę maszynę ! Ja już nie chcę jeździć ! Chcę zejść !

Jednak karuzela kręciła się nadal. To dzieci zmówiły się, by ukarać Kokosana i poprosiły właściciela lunaparku, by puścił karuzelę tak szybko jak nikt jeszcze nie jechał.

- Czy obiecujesz, że nie będziesz już nigdy niedobry dla dzieci ? - zawołała dziewczynka.

- Obiecuję - pisnął Kokosan.

- Czy obiecujesz dzielić się swoimi pieniędzmi z tymi, którzy będą pana prosić w potrzebie ?

- Tak, obiecuję, tylko zatrzymajcie te karuzelę - wrzasnął Kokosan.

- A obiecujesz, że będziesz pomagał słabszym i biedniejszym ? - zawołały dzieci chórem.

- Wszystko obiecuję - krzyknął Kokosan, po czym usiadł ciężko i zamknął oczy.

Przypomniał sobie jak wiele złego w życiu uczynił i jak wielu ludzi przez niego cierpiało. Było mu wstyd.

W tym momencie dzieci zatrzymały karuzelę i pozwoliły Kokosanowi zejść. Mała dziewczynka podbiegła do Kokosana i podała mu kapelusz.

- Przepraszam - wyszeptał Kokosan i odszedł ze spuszczoną głową w kierunku domu. Dzieci odprowadzały go wzrokiem i nawet żal im zrobiło tego człowieka, który poza pieniędzmi nie miał nic. Nie miał przyjaciół i swoim postępowaniem nie zasługiwał na przyjaźń.

Mimo to w następnym tygodniu dzieci postanowiły go odwiedzić. Pewnego wieczora wzięły trochę ciasta i zastukały do drzwi jego wielkiego domu. Kokosan otworzył i zdumiał się wielce widząc u progu małe dzieci.

- Mamy dla pana trochę ciasta - powiedziała dziewczynka. - Czy możemy wejść ?

- A nie boicie się mnie ? - zapytał Kokosan.

- Chcemy, żeby był pan dobry dla nas. Wtedy nie będziemy się pana bać - odparła dziewczynka.

- Jeśli chcecie, wejdźcie do środka - nieśmiało zaprosił Kokosan.

Tego dnia Kokosan poczęstował dzieci herbatą, razem zjedli ciasto i do późnego wieczora rozmawiali. Kokosan okazał się bardzo samotnym i smutnym człowiekiem. Nie potrafił rozmawiać z ludźmi i dotąd nikt nie chciał z nim rozmawiać. Dzieci z ciekawością wysłuchały jego historii. Dowiedziały się, że Kokosan dużo w życiu podróżował i nie zawsze był taki ponury jakim znały go dzieci. W wielkiej szafie przechowywał dużo ciekawych pamiątek ze swoich podróży. Z wieloma z nich wiązały się bardzo ciekawe historie. Od tego dnia dzieci co tydzień składały mu wizytę, a on za każdym razem opowiadał im o swoich wesołych i smutnych przygodach z podróży, po czym wyciągał z szafy kolejne zakurzone pamiątki. Po raz pierwszy od wielu lat w domu Kokosana słychać było śmiech. Dzieci z czasem polubiły Kokosana, pomogły mu wysprzątać dom, usunąć pajęczyny i zamieść podłogę. Zabroniły mu tylko zaglądać pod szafę, by nie wystraszyć mysiej rodziny, która tam mieszkała. W pokoju z szafą dzieci urządziły Kokosanowi małe muzeum podróżnicze, które z ciekawością odwiedzało coraz więcej dzieci.

Z czasem, dzięki dzieciom, Kokosan stał się lepszym człowiekiem.