​Incydent na lotnisku w Berlinie z udziałem noblistki. W środę wieczorem Swietłana Aleksijewicz została zatrzymana, gdyż podejrzewano, że w bagażu podręcznym może mieć niebezpieczny przedmiot. Białoruska pisarka leciała do Wrocławia - w wyniku przeszukania nie zdążyła na samolot.

Noblistka Swietłana Aleksijewicz wybierała się do Wrocławia na wydarzenie "Aleksijewicz i Tokarczuk Protest/Pratest", które odbywa się dzisiaj. Na lotnisku w Berlinie została jednak zatrzymana.

Historia w stylu Łukaszenki. Na lotnisku w Berlinie, kiedy już nadałam główny bagaż, podczas kontroli bezpieczeństwa moje rzeczy, które położyłam na taśmie i czekałam na nie po przejściu przez bramki, nagle cofnięto, zatrzymano i od nowa sprawdzono - opisuje pisarka. Może zapomniałam wyciągnąć perfumy, czy inny drobiazg. Czekam dłuższy czas, bo tam dosyć dużo ludzi zatrzymywano i sprawdzano ich bagaże. Jacyś bardzo ostrożni byli ci nasi sprawdzający - mówi noblistka w rozmowie ze współpracowniczką Fundacji Olgi Tokarczuk i Wrocławskiego Domu Literatury.

Wreszcie pan z obsługi lotniska bierze ponownie moją torbę, patrzy na nią podejrzliwie i sprawdza raz jeszcze za pomocą jakiegoś narzędzia. A potem pokazuje mi, że będzie ją otwierał. Mówię: proszę bardzo. Chciałam mu pomóc, ale on sam otworzył. I jak otworzył, to nagle tak gwałtownie odrzucił tę torbę - mówi Aleksijewicz.

Po długim czasie podchodzi jakaś pani, również z obsługi lotniska i staje obok mnie. Zapytałam co się stało? A ona odpowiada, że czekamy na policję. Zaskoczyło mnie to, dlaczego akurat na policję? Stoimy dalej, bo bardzo długo szedł ten policjant do nas, właściwie policjantka; to była młoda kobieta, Niemka. Czekaliśmy na nią chyba przez pół godziny. Sprawdzili to wszystko, nie było bomby, i mówią do mnie, że już mogę iść. Nie przeprosili, nie skomentowali. W tym momencie zostało 5 minut do odlotu. Nie miałam szansy zdążyć - napisała.

Organizatorzy wydarzenia wysłali do Berlina samochód po pisarkę, dzięki czemu udało jej się zdążyć na czas do Wrocławia.