Tętno, liczba oddechów, odwodnienie i ogólny stan zdrowia - tak po raz kolejny już badano konie wożące turystów drogą do Morskiego Oka. W tych badaniach uczestniczyli weterynarze zatrudnieni przez Tatrzański Park Narodowy i organizacje broniące praw zwierząt.

Regularne badania rozpoczęto kilka lat temu po głośnym przypadku śmierci konia Jordka na drodze do Morskiego Oka. Przed tygodniem kolejny koń - Jawor upadł na tej trasie. Organizacje broniące praw zwierząt chciałyby zlikwidować taką formę transportu. Twierdzą, że to męczenie zwierząt.

Od kilku lat badane są wszystkie konie pracujące na drodze do Morskiego Oka. Badania podzielone są na kilka części, bo nie wszystkie konie pracują równocześnie. Konie, które nie są przebadane nie będą dopuszczane do pracy na tej trasie - zapewnia Łukasz Janczy z Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Do przebadania zostało 58 koni z przeszło 280 pracujących na drodze. Wiele osób wędrujących do Morskiego Oka uważa, że konie są męczone, że pracują ponad swoje siły. Założyli nawet profil "Ratujmy konie z Morskiego Oka". Dowodem na przemęczenie są fotografie spoconych koni idących z opuszczonymi nisko głowami.

To że koń jest spocony to tylko dobrze świadczy o jego fizjologii - tłumaczy lekarz weterynarii Marek Tischner zatrudniony przez TPN - gdyby się nie pocił nie traciłby ciepła, gdyby nie traciłby ciepła, toby po prostu z przegrzania w ciągu kilku minut padł. Machanie głową też o niczym nie świadczy.

Zdaniem weterynarza konie są bardzo dobrze utrzymane i z roku na rok bardziej zadbane. Nie stwierdzono u nich poważniejszych dolegliwości.

Gorsze parametry kondycyjne miały te zwierzęta, które dopiero zaczynają pracować na drodze do Morskiego Oka. Jeden z rekordzistów, który trzynasty sezon pracuje tutaj, miał takie parametry, że aż mu zazdroszczę, bo chciałbym po przebiegnięciu kilku kilometrów mieć takie samo tętno, jak ten koń - śmieje się Marek Tischner.

Takie badania to dobry pomysł - uważają turyści, którzy skorzystali z przejażdżki wozem. Kiedyś w polu pracowały ciężej, nie jest to tragedia dla nich - mówi jeden z turystów czekających na odjazd wozu. Jeżeli są badane i wiadomo, że są zdrowe i mogą to robić, to dlaczego nie - dodaje młoda turystka siedząca na wozie.

Rośnie jednak grono przeciwników wykorzystywania koni do wożenia turystów. Na drodze do Morskiego Oka pojawili się nawet młodzi turyści w koszulkach z przekreślonym charakterystycznym fasiągiem. Tak wreszcie zrobią, że te konie wszystkie trafią na ubój - denerwuje się jeden z górali - a ochrona zwierząt dostanie podkowy na pamiątkę.

Dobrze, że tak badają, bo to musi mieć ręce i nogi - przyznaje jeden z woźniców. Koń od zawsze pracował i jest stworzony do tego. Cosi robić musi. A wozimy po 12 osób do góry i one żadnych przeciążeń nie mają. Chodziły gorzej, bo rano się zakładało dawniej homonto i dopiero wieczorem się ściągało, a tu zrobi jeden kurs i wieziemy go do domu i tam odpoczywa - przekonuje.

Zawsze nas widzą od najgorszej strony - skarży się inny wozak - ale zawsze konik, to była chluba gospodarza. Gospodarz rano nie zjadł i najpierw biegł do stajni i tak jest do dziś. Z dziada, pradziada tak mamy. Pierwszy dostaje koń. Także koń to jest świętość dla nos.

(j.)