Proszę, pomóżcie memu synowi. To tylko zwykły człowiek pracy, który chciał zapewnić utrzymanie swojej rodziny. Proszę, okażcie mu miłosierdzie - apelowała do terrorystów matka porwanego w Iraku Brytyjczyka Kena Bigleya.

To pierwsze takie publiczne wystąpienie 86-letniej Elizabeth Bigley. Wcześniej obawiająca się o jej zdrowie rodzina starała się chronić ją przed mediami. Dodajmy, że wkrótce po tym wystąpieniu kobieta trafiła do szpitala.

Bigleya uprowadzono w Bagdadzie wraz z dwoma Amerykanami, którzy zostali już zamordowani przez porywaczy. Grożą oni, że spotka go ten sam los, jeśli z irackich więzień nie zostaną uwolnione przebywające tam kobiety.

W tym samym czasie, kiedy rodzina Kena Bigleya wystosowała dramatyczny apel do porywaczy, prezydent Bush rozmawiał w Waszyngtonie z irackim premierem Ijadem Alawim.

Dziś w związku z tym spotkaniem dziennik „The Independent” pisze, że Bush i Allawi żyją w równoległym świecie.

Duże obszary Iraku znajdują się w rękach partyzantów, siły koalicji atakowane są każdego dnia, trwają dramatyczne wysiłki o uratowanie życia zakładników, w tym Brytyjczyka Kena Bigleya i dwóch Włoszek - Simony Pari i Simony Torretty - to nasza rzeczywistość. A prezydent George W. Bush i iracki premier Ijad Alawi w czasie rozmów w Waszyngtonie wspominali jedynie o niewielkich przeszkodach na drodze do wolności i demokracji.