Plany utworzenia międzynarodowych sił stabilizacyjnych w Iraku przywołują amerykańskich polityków i wojskowych o ból głowy. Eksperci ustalili, że by zapewnić bezpieczeństwo i porządek, trzeba utrzymywać w tym kraju co najmniej 40 tysięcy żołnierzy.

Deklaracje wysłania własnych oddziałów zgłosiło co najmniej 10 państw, ale są to gesty symboliczne. Polska mówi o 1500-2200 żołnierzy, Włochy - o 3000, Hiszpania zastanawia się nad wysłaniem 1500 ludzi. Bułgaria wystawi 450, Estonia 55, a Łotwa zaledwie kilkunastu żołnierzy.

O braku entuzjazmu sojuszników USA najlepiej świadczy przykład Danii. Waszyngton poprosił Kopenhagę o 5-tysięczy kontyngent. Duńczycy zgodzili się jedynie na 380 żołnierzy i policjantów.

W dodatku apele USA pozostały niemal bez echa w krajach arabskich - jedynie Katar zaoferował pomoc finansową, ale bez wysyłania do Iraku własnych wojsk. W tej sytuacji międzynarodowe siły stabilizacyjne mogą się okazać powtórką z czasów wojny: Amerykanie, potem długo, długo nic, a potem reszta koalicji z Brytyjczykami i Polakami na czele.

foto Archiwum RMF

09:15