W życie weszły procedury zezwalające na zestrzelenie w Polsce porwanego samolotu pasażerskiego, który stanowi zagrożenie dla naszego kraju. Żeby taka decyzja została podjęta, musi być spełniona lista warunków.

W takiej sytuacji rozkaz wydaje minister obrony, jeżeli nie byłoby go jednak w kraju zawsze upoważniony do tego jest któryś z jego zastępców lub dowódca sił powietrznych – zapewnia dowódca Centrum Operacji Powietrznych, generał Bogusław Targosz. Do niego zaś należy przekazanie rozkazu pilotom myśliwców dyżurnych. Niewątpliwie ta decyzja jest bardzo trudna, oby nigdy do tego nie doszło - mówi.

By jednak doszło, spełniona musi być cała lista warunków: pilot porwanego samolotu nie odpowiada ani na wezwania wieży, ani sygnały wydawane przez myśliwce, zmienia kurs na przykład na elektrownię lub duże miasto. Poza tym nie ma wątpliwości, że ma się zamiar roztrzaskać i jeszcze „przy okazji” zniszczyć jakiś ważny obiekt. Ważny, który mógłby wyzwolić jeszcze większe zniszczenia.

Do tej pory w Polsce tylko raz podjęto decyzję o zestrzeleniu na ćwiczeniach. Ostatecznie renegat – bo tak określa się w NATO-wskich kodach porwaną maszynę – wylądował. Myśliwce dyżurne startują jednak często; nawet w ostatnim miesiącu. Na szczęście dotąd alarmy były fałszywe.

Ustawę zezwalającą na zestrzelenie samolotu porwanego przez terrorystów podpisał wczoraj prezydent Niemiec. Podpisał - mimo potężnych wątpliwości. Zdaniem Horsta Koehlera zestrzelenie samolotu, stwarzającego zagrożenie dla ludzi, oznacza poświęcanie życia jednych dla ocalenia życia innych.