Problemy z siecią energetyczną, kłopoty z łącznością komórkową i nawigacją GPS czy dziwne sygnały w radiu - to wszystko może nas czekać w 2010 roku. Palcem zaczyna nam grozić Słońce, które właśnie wchodzi w szczyt swojego - powtarzającego się co 11 lat - cyklu. W hollywoodzkiej superprodukcji "2012" wybuchy na Słońcu niszczą w końcu samą planetę. Co rzeczywiście nam grozi - zapytałem astronoma i popularyzatora tej dziedziny nauki, Jerzego Rafalskiego.

Tomasz Fenske: Podobno nasza gwiazda jest na razie spokojna?

Jerzy Rafalski: Astronomowie patrzą na Słońce... trochę z niepokojem, powiem szczerze. Bo tak naprawdę dawno powinno się obudzić, a ono ciągle śpi; śpi pod względem swojej aktywności. Mniej więcej co 11 lat jest więcej plam na Słońcu, a to oznacza, że jest bardziej aktywne. Wtedy wyrzuca w przestań ogromne porcje energii, które, jeśli trafią na Ziemię, mogą oznaczać spore kłopoty.

T.F.: Na przykład?

J.R.: Ot, rok 1989, marzec, Kanada. Sześć milionów ludzi nie ma prądu. Dlaczego? Ponieważ był wybuch na Słońcu i rozpalona plazma wpadła na Ziemię, powodując zamieszanie w sieci elektrycznej.

T.F.: To było 21 lat temu...

J.R.: Otóż to. Astronomowie wypatrują, kiedy ten szczyt aktywności Słońca wreszcie nastąpi. Niektórzy mówią, że jeżeli tak długo jest spokojne, to teraz wybuchnie ze zdwojoną mocą. Pewnie nie, ale na pewno wkrótce plam na Słońcu będzie więcej; może w 2012, może w 2013, w każdym razie już widać, że w 2010 coś się zaczyna dziać. Proszę sobie wyobrazić: 90 lat nie było takiego spokoju na Słońcu. Są głosy, że ta sprężyna wreszcie się odbije.

T.F.: Więc co nam grozi? Awaria energetyczna, jak w Kanadzie?

J.R.: Wyobraźmy sobie czarny scenariusz - mamy wybuch na Słońcu, rozpalona materia pędzi w stronę Ziemi. Mamy trzy dni, żeby się na to przygotować. Przede wszystkim trafia na te najbardziej odległe urządzenia, a więc satelity. Przecież to niezwykle wrażliwa elektronika, którą taka plazma przepali w mgnieniu oka. Co więcej: wybuchy mogą również zdestabilizować orbity satelitów.

T.F.: Nawigacje GPS...

J.R.: Właśnie; co się okazuje: GPSy nagle wariują i wyprowadzają nas w pole. Pół biedy, jeżeli chodzi o samochody, ale jeśli już mamy samolot lądujący w trudnych warunkach, wówczas robi się nieciekawie. Poza tym na orbicie mamy jeszcze astronautów; oni także są narażeni, bo taka materia przenika po prostu przez ściany stacji orbitalnej.

T.F. A na Ziemi? Gdzie mogą być największe problemy?

J.R.: My na szczęście jesteśmy chronieni przez pole magnetyczne. Ta materia, która wpada na naszą planetę wlatuje niejako w "klatkę" magnetyczną i jest kierowana na bieguny. Problemy mogą więc wystąpić przede wszystkim w Kanadzie czy krajach skandynawskich, ponieważ one znajdują się bliżej bieguna północnego, gdzie materia będzie się kumulowała.

T.F.: Polska, z uwagi na swoje położenie, jest bezpieczna?

J.R.: Skutki takich zjawisk są nieprzewidywalne. Nie powinno się stać nic strasznego, ale awarie mogą nastąpić. Nie tylko energetyczne; mówi się także o możliwości rozszczelnienia rurociągów. Przecież to nic innego, jak długie przewody, którymi transportowane są ciecze; ciecze zaś przewodzą elektryczność. Jeżeli taka materia wpada na Ziemię to powoduje indukcję.

Ale jest i kolorowy scenariusz: gdy materia wpadnie w naszą atmosferę będziemy mogli oglądać fantastyczne zorze. Nawet w Polsce kilka lat temu mogliśmy obserwować to zjawisko. Jeśli mają być wybuchy na Słońcu, to liczmy, że przede wszystkim nacieszymy oczy.