Talibowie przyznali się do serii ataków przeprowadzonych w centrum Kabulu. Głównymi celami były ambasady Niemiec i Wielkiej Brytanii, kwatera główna sił NATO w Afganistanie oraz tamtejszy parlament. Polska ambasada jest bezpieczna; nie była obiektem ataku - zapewnił rzecznik polskiego MSZ.

Bierzemy odpowiedzialność za te ataki - powiedział rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid. Dodał, że poza stolicą rebelianci przeprowadzili ataki jeszcze w dwóch prowincjach. Afgańscy talibowie poinformowali, że skoordynowane niedzielne ataki w Kabulu i innych regionach kraju to początek wiosennej ofensywy przeciw siłom rządowym i międzynarodowej koalicji.

Źródła medyczne w Kabulu podały, że kilkanaście osób zginęło, a ponad 20 zostało rannych. Talibowie - jak poinformował na Twitterze rzecznik Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie - zaatakowali około siedmiu celów w Kabulu. Napastnicy ostrzelali z granatnika przeciwpancernego budynek wykorzystywany przez brytyjskich dyplomatów. Z wnętrza po ostrzale unosił się dym. Dwa pociski rakietowe trafiły w wieżę strażniczą na terenie brytyjskiej ambasady, a trzy kolejne uderzyły w odwiedzany przez obcokrajowców supermarket w pobliżu ambasady Niemiec. Ostrzelana została także placówka dyplomatyczna Rosji.

Celem ataków padły nie tylko ambasady; przedstawiciele władz podali, że napastnicy ostrzelali afgański parlament, a wielu z nich wdarło się do budynku. Jak informują afgańskie media, bojownicy wkroczyli również do hotelu Kabul Star niedaleko pałacu prezydenckiego i irańskiej ambasady. W pobliżu znajdują się także amerykańska baza wojskowa i przedstawicielstwo ONZ. Do akcji włączyli się amerykańscy żołnierze wspierani przez afgańskich policjantów w kamizelkach kuloodpornych.

Skoordynowane ataki w Kabulu budzą obawy o powodzenie stopniowego wycofywania wojsk zachodniej koalicji i przekazywanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo siłom afgańskim - zauważa Reuters. Proces ten ma się zakończyć w 2014 roku.