Premier Szkocji Nicola Sturgeon zapowiedziała, że rozpocznie procedurę, która doprowadzi do zorganizowania ponownego referendum niepodległościowego. Wcześniej Szkoci opowiedzieli się za pozostaniem w strukturach Zjednoczonego Królestwa. 55 proc. uczestników zagłosowało na "TAK", 45 proc. było przeciw. Ale wówczas, jak twierdzi szefowa rządu w Edynburgu, nikt nie słyszał jeszcze o Brexicie, a ten wszystko zmienia.

Premier Szkocji Nicola Sturgeon zapowiedziała, że rozpocznie procedurę, która doprowadzi do zorganizowania ponownego referendum niepodległościowego. Wcześniej Szkoci opowiedzieli się za pozostaniem w strukturach Zjednoczonego Królestwa. 55 proc. uczestników zagłosowało na "TAK", 45 proc. było przeciw. Ale wówczas, jak twierdzi szefowa rządu w Edynburgu, nikt nie słyszał jeszcze o Brexicie, a ten wszystko zmienia.
Flaga Wielkiej Brytanii i narodowa flaga Szkocji (po prawej) /ANDY RAIN /PAP/EPA

Nicola Sturgeon nie zasypuje gruszek w popiele. Złożyła swe oświadczenie zanim parlament w Londynie przyjął ustawę dającą premier Theresie May prawo wszczęcia procedury wyjścia z Unii Europejskiej. Nie chodziło nawet o zagarnięcie dla siebie medialnej przestrzeni, która przeznaczona była dla zatwierdzania przez Izbę Gmin i Izbę Lordów legislacji brexitowej. 

To był sygnał wysłany administracji w Londynie, że Szkoci nie zamierzają czekać z założonymi rękami na dalszy bieg wypadków. Przed rokiem jednoznacznie zagłosowali w referendum za pozostaniem w Unii Europejskiej. Ich zdaniem, decyzja o Brexicie została podjęta wbrew ich woli, a opuszczenie europejskiej Wspólnoty przez Wielką Brytanię będzie sprzeczne z interesem Szkocji.

Bez kompromisu

Rząd w Edynburgu za wszelka cenę pragnie, by kraj ten pozostał częścią wspólnego rynku. Po Brexicie, pozostając w strukturach Zjednoczonego Królestwa, będzie to niemożliwe. Londyn wyklucza taką opcję ponieważ priorytetem dla niego jest zachowanie pełnej kontroli nad granicami. Dostęp do wspólnego rynku i swobodny przepływ obywateli Unii Europejskiej są w tej debacie naczyniami połączonymi. Im większy ten pierwszy, tym mniejsze to drugie. I na odwrót. Londyn w tym aspekcie Brexitu myśli zero-jedynkowo i nie zakłada żadnego kompromisu. 

Nie czy, lecz kiedy?

Parlament w Edynburgu najprawdopodobniej zatwierdzi legislację torującą drogę do referendum niepodległościowego. Ale to dopiero pierwszy etap tego procesu. Zgodę na nie będzie musiała wyrazić brytyjska premier Theresa May. I w tym cały szkopuł. Szefowa brytyjskiego rządu nie może pozbawić Szkotów prawa do decydowania o swej przyszłości. Bo gwarantują to odpowiednie procedury. Może jednak kontrolować czas, w jakim się to stanie.

Nicola Sturgeon mówi o referendum w przedziale  od jesieni przyszłego roku do wiosny 2019. Nie jest to przypadkowy wybór. Do tego czasu mają trwać negocjacje brexitowe. Wyjście Szkocji ze struktur Zjednoczonego Królestwa spowodowałoby nie tylko olbrzymi kryzys konstytucyjny na Wyspach, ale także znacznie osłabiłoby pozycję Londynu w negocjacjach z Brukselą. Z tego powodu należy się podziewać, że premier May zrobi wszystko, by szkockie referendum nie odbyło się w tym terminie.

Do punktu wyjścia

Szkoci znaleźli się między młotem a kowadłem. Pozostanie w strukturach Zjednoczonego Królestwa wydaje się wbrew ich interesom, ale są od tych struktur zależni na wielu poziomach - najbardziej na ekonomicznym i socjalnym. Uzyskanie niepodległości byłoby spełnieniem marzeń wielu Szkotów, głównie członków Szkockiej Partii Narodowej, ale przyszłość nie wydaje się wcale taka różowa. 

Niepodległa Szkocja nie mogłaby automatycznie zachować członkostwa w Unii Europejskiej - musiałyby ponownie się o nie ubiegać i godzić się na wszystkie stawiane przez Brukselę warunki. Przyjęcie euro byłoby wówczas przesądzone, czego Szkoci dotychczas starali się uniknąć. Szkocja nie jest też potęgą ekonomiczną. Wprawdzie złoża ropy naftowej na Morzu Północnym przynoszą dochód, ale ich eksploatacja przewidziana jest tylko na następne 30 lat. A już teraz należy myśleć o tym, co będzie później.

Serce czy rozum

Bardziej ostrożni szkoccy nacjonaliści uważają, że referendum niepodległościowe powinno poczekać do momentu, gdy znany będzie kształt ostatecznego porozumienia Londynu z Brukselą - jak na razie nikt nie wie jak będzie ono wyglądać. Wówczas na tej podstawie Szkoci mogliby zadecydować o swej przyszłości. Jeśli pójdą do urn wcześniej, górę mogą wziąć emocje, nie fakty. Bolesnym tego przykładem było referendum, które zadecydowało o Brexicie. Wprawdzie sondaże wskazują rosnący apetyt Szkotów na uzyskanie większej niezależności, rośnie jednoczenie obawa, by nie podjąć tej decyzji zbyt pochopnie. 

Brexit i niepodległość - paradoksalnie - są ze sobą związane. Mogą zaburzyć poczucie zdrowego rozsądku, a dla całej Wielkiej Brytanii nastał czas obaw wręcz egzystencjalnych. Szkocja nie jest ciemiężona przez Anglików - to nie XVI wiek! Historycznie może czuć pragnienie zerwania tych więzi, ale z pragmatycznych względów zapewne zechce się nad tym poważnie zastanowić.

(ph)