Śledztwo 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu obiecuje prowadzić NASA, dopóki nie zostanie wyjaśniona zagadka wczorajszej eksplozji promu kosmicznego Columbia. Swoje własne dochodzenia wszczął również Kongres Stanów Zjednoczonych oraz Narodowa Komisja ds. Bezpieczeństwa Transportu.

Na razie - jak twierdzą eksperci z NASA - prawdopodobną przyczyną tragedii były usterki techniczne, które pojawiły się na pokładzie promu kosmicznego. Uwaga specjalistów kieruje się przede wszystkim na lewe skrzydło wahadłowca, uszkodzone podczas startu.

Pojawiły się nawet głosy, że już w pierwszych sekundach lotu misja Columbii była skazana na zagładę, gdyż uszkodzeń nie sposób było naprawić. Jednak ani siedmioro astronautów, ani kontrolerzy na ziemi nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Kłopoty pojawiły się, gdy prom wszedł w atmosferę, przygotowując się do lądowania na Florydzie.

O godz. 15 (czasu warszawskiego) została zerwana łączność, w chwilę później Columbia zniknęła z ekranów radarów.

Eksperci podkreślają, że najważniejszym zadaniem jest w tej chwili zabezpieczenie szczątków jednostki. Jest to o tyle trudne, że deszcz odłamków spadł na obszarze setek kilometrów kwadratowych na pograniczu Teksasu i Luizjany. Szczątków jest tak wiele i leżą w tak nieoczekiwanych miejscach, że policja na razie zabezpiecza teren, w oczekiwaniu na przybycie specjalistycznych ekip.

Najbardziej makabrycznego odkrycia dokonał jeden z pracowników tamtejszego szpitala. Na wiejskiej drodze w pobliżu miasteczka znalazł spalony ludzki korpus, fragment kości udowej i czaszkę.

W sumie do tej pory umiejscowiono 8 tys. szczątków, do laboratoriów zabrano jedynie 2 tys. Posłuchaj relacji korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego:

Foto: NASA

21:15