RMF pozywa do sądu KRRiT, prywatny folwark różnych Czarzastych i Braunów - pod takim hasłem informowaliśmy wczoraj o pozwie RMF przeciwko Skarbowi Państwa – KRRiT. Po tej informacji rzeczniczka prasowa KRRIT rozsyła nerwowe komunikaty prasowe.

W pozwie domagaliśmy się, by sąd ustalił, że Krajowa Rada, a w szczególności niektórzy jej członkowie, np. Włodzimierz Czarzasty (sekretarz KRRiT) czy Juliusz Braun (były szef KRRiT), podejmowali w stosunku do RMF różnego rodzaju szykany i działania bezprawne, których celem było ograniczenie rozwoju stacji, pozbawienie jej możliwości inwestowania czy wręcz doprowadzenie do jej fizycznego unicestwienia. Naszą opinię podzielają eksperci.

Ale ich zdanie to nie wszystko. Rację radiu RMF przyznał Naczelny Sąd Administracyjny. Zgodnie z orzeczeniem NSA, KRRiT nie uzasadniła przekonująco, że lokalne rozszycia programowe RMF są niezgodne z prawem. Zdaniem sądu nie można było w taki sposób ich zakazać. Więc KRRiT napisała nowe uzasadnienie, a we wczorajszym komunikacie uparcie dowodzi, że zastosowała się do wyroku sądu.

Teraz zarzuca radiu RMF, że posiadało kilkanaście redakcji lokalnych, a powinno jedną, bo ma koncesje na jeden program. A zdaniem KRRiT jeden program, to jedna redakcja. Krajowa Rada powołuje się przy tym na Prawo Prasowe. Czy ktoś to rozumie? My nie. Nadal mamy oddziały lokalne np. w Krakowie, w Lublinie, w Warszawie, w Olsztynie itp. Działają tam lokalni dziennikarze.

Różnica polega na tym, że zakazano im mówić bezpośrednio o lokalnych sprawach do miejscowych słuchaczy. W praktyce wygląda to tak. Nasz lokalny reporter nadal może powiedzieć że na ulicy Lwowskiej w Tarnowie jest korek, tyle że słyszy to cała Polska. Ot i różnica. Mając nieodparte wrażanie, że mieszkańca Gdańska mało interesuje korek w Tarnowie, stworzyliśmy sieć lokalnych rozszyć RMF. Krajowa Rada uznała, że to zły pomysł. I każe nam mówić o korku w Tarnowie wszystkim Polakom. Albo wcale.

Z troską od dziś czytamy ogólnopolskie gazety, które też mają dodatki lokalne. Co więcej, z wielkim zainteresowaniem oglądamy telewizję publiczną. W instytucji Roberta Kwiatkowskiego, który ostatnio musi się tłumaczyć z afery Rywina, też są programy lokalne. Piszemy z „troską”, bo dochodzimy do wniosku, że telewizja państwowa i niektóre gazety działają niezgodnie z prawem prasowym, a to powinno zostać zakazane. Chyba, że są równi, a pośród nich są także równiejsi...

12;00