Już nie tylko PSL, także PiS walczy o ustawę o obrocie ziemią. Politycy dowodzą, że jeśli Sejm nie uchwali ustawy, która ma zapobiec spekulacyjnemu wykupowi gruntów przed podpisaniem traktatu akcesyjnego z Unią Europejską, to później będzie to już niemożliwe. Ludowcy i politycy PiS-u chcą zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu w tej sprawie.

Ustawa o obrocie ziemią wprowadza szereg barier: trzeba na przykład mieć wykształcenie rolnicze, osobiście uprawiać ziemię. Takie ostre prawo, które obowiązuje w niektórych państwach w UE, ma zapobiec spekulacyjnemu wykupowi ziemi. Ustawa jednak utknęła w komisji sejmowej, bo są poważne wątpliwości, czy jest zgodna z konstytucją.

Jarosław Kalinowski bije na alarm, bo boi się, ze jeśli ustawa nie zostanie uchwalona teraz, to po szczycie w Atenach (16 kwietnia) będzie już za późno. I może się zdarzyć, że jeżeli interpretacja będzie na korzyść tych, którzy będą chcieli kupować w Polsce ziemię, to się okaże, że chętni obywatele dzisiejszych państw Unii będą w lepszej stacji niż nasi, polscy obywatele - argumentował minister Kalinowski.

Uspokajał go jednak minister Truszczyński. Wyjaśniał, że kwestia obrotu ziemią musi zostać wyjaśniona do czasu wejścia Polski do Unii; termin podpisania traktatu nie ma tu znaczenia. Jedyne co jest ważne z naszego punktu widzenia to, żeby nie było dyskryminacji w zależności od tego, jaki mają paszport czy jakiej są narodowości. I tak długo jak tego nie ma można regulować - mówił Truszczyński.

Na razie ustawa ta cudzoziemców nie dyskryminuje. Gorzej ze zwykłymi obywatelami, którzy bez dyplomu rolniczego nie będą mogli kupić kawałka ziemi.

Foto: Archiwum RMF

18:20