Stan 13 górników rannych we wczorajszym wybuchu w kopalni „Bielszowice” w Rudzie Śląskiej nadal jest ciężki. Jeden z nich wciąż nie odzyskał przytomności; oddycha za pomocą respiratora. O stanie zdrowia poszkodowanych zdecydują dwa najbliższe tygodnie.

Po zapaleniu się metanu 840 metrów pod ziemią rannych zostało 17 osób. Najciężej poszkodowani trafili do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Czterech lżej rannych leczy się w szpitalu w Bytomiu.

Rokowania lekarzy są bardzo ostrożne. Najciężej ranny górnik jest nadal nieprzytomny, pozostali gorączkują. Wszyscy mają rozległe oparzenia II i III stopnia. Lekarze najpierw wyprowadzą górników ze wstrząsu oparzeniowego, potem poddadzą zabiegom w komorze tlenowej. To uśmierzy ból i ułatwi gojenie się ran.

Z kolei śląska policja objęła opieką psychologiczną rodziny rannych oraz ich kolegów, którzy nadal pracują w kopalni. Jutro i pojutrze psychologowie będą pełnić specjalne dyżury w kopalni. Ich zadaniem jest pomoc tym górnikom, którzy po wypadku, boją się zjeżdżać na dół.

Przyczyny wypadku bada Wyższy Urząd Górniczy. Wokół zdarzenia pojawiło się wiele znaków zapytania. Przypomina się np. wypadek z soboty, kiedy w tym samym miejscu poparzony został jeden z górników. Władze kopalni twierdzą, że nie miało to nic wspólnego z wczorajszym zapłonem metanu.

Mężczyzna miał być oparzony silnym podmuchem gorącego powietrza. Mógł to być jednak metan, tym bardziej że wkrótce po tym zdarzeniu poszerzano tam chodnik i montowano urządzenia do nawiewu. Można się domyślać, że było tam duże stężenie metanu. O wypadku nie wiedział Wyższy Urząd Górniczy.

Dziś w WUG-u miała odbyć się konferencja prasowa, która jednak został odwołana. Dlaczego? Posłuchaj relacji katowickiego reportera RMF Tomasza Maszczyka:

foto RMF

16:35