Jeden z polskich promów wolnocłowych - "Monika" - zatrzymany przez Niemców w zeszły piątek - wypłynął wczoraj w rejs do Ahlbeck. Inspektorzy szczecińskiego Urzędu Morskiego mają nadzieję, że konflikt polsko-niemiecki więcej się nie powtórzy.

Polacy chcąc uniknąć jakichkolwiek uwag ze strony Niemców na przyszłość postanowili przeprowadzić szczegółowe kontrole promów. I to zatrzymało na dłużej polskie jednostki przy nabrzeżu. "Teraz mamy całkowitą pewność, że Niemcy nie będą się już więcej nas czepiać" - powiedział armator "Moniki" Ryszard Naklicki z Polskiej Żeglugi Pomorskiej. Niemcy domagali się od nas, by polskie promy miały dokumenty takie - jakie posiadają statki transoceaniczne.

Rzeczywiście konwencja z 1974 roku nakłada na promy obowiązek posiadania takich dokumentów, ale polskie statki budowane były dużo wcześniej. Stąd też nie mogły mieć wymaganych przez Niemców zezwoleń na ruch po zatoce. Ale jest jeszcze inny międzynarodowy dokument z 1995 roku, w którym czytamy m.in. że "miejscowa administracja może zwolnić z określonych wymogów statki należące do ich kraju, a druga strona ma to respektować". I takie zwolnienie w stosunku do promu zastosował Urząd Morski. Prezes Polskiej Żeglugi Pomorskiej Ryszard Naklicki dodaje, że Niemcy nigdy wcześniej nie żądali takich dokumentów. Nie widział więc potrzeby aby się o nie postarać. Kolejny polski prom wolnocłowy wypłynie w rejs, w przyszłym tygodniu.

foto RMF FM

08:45