Marcin Lewandowski zdobył brązowy medal w biegu na 1500 m lekkoatletycznych mistrzostw świata w Dosze. Czasem 3.31,46 ustanowił rekord Polski. "Jestem przeszczęśliwy i cieszę się przede wszystkim z tego, że nie zdobyłem tego medalu boczną furtką i szczęściem, ale pokazałem, na co mnie stać. Rekord kraju w trzecim biegu to kosmos. Zawsze mówiłem, że jestem typem turniejowca i rozkręcam się z biegu na bieg. To nie były puste słowa" - podkreślił.

Nie szarpałem się w biegu. Co 100 m kontrolowałem tempo, patrzyłem na międzyczasy i wiedziałem, że jest bardzo szybko i nie trzeba się wychylać - relacjonował Lewandowski. Wiedziałem, że nie każdy wytrzyma takie tempo, a jednak wytrzymali, bo naprawdę wynik kosmiczny. Najszybszy finał w historii - podkreślił.

Lider tegorocznej listy wyników Kenijczyk Timothy Cheruiyot postanowił sam poprowadzić ten bieg i do mety dobiegł jako pierwszy czasem 3.29,26.

Obiecałem sobie przed biegiem, że bez znaczenia jaki on będzie, będę gryzł trawę. Po to, by nie pluć sobie później w twarz. Tak zrobiłem i kluczowy był mój ruch na 300 m do mety, kiedy zacząłem przyspieszać. To dzięki temu mam ten medal - uważa halowy wicemistrz świata na 1500 m.

Dotychczas Lewandowski najlepsze wyniki osiągał na 800 m i mimo że był w finałach MŚ w tej konkurencji, medalu nigdy nie przywiózł. Dwa lata temu postanowił się przekwalifikować na 1500 m i coraz odważniej mówi o miejscu na podium na igrzyskach.

Przed biegiem zastanawiałem się, co wam powiem. Czy to będzie kolejny test, jakaś próba od pana Boga, czy w końcu wezmę ten medal - powiedział.

W niedzielę zakończyły się mistrzostwa świata w Dausze. Polacy do kraju wracają z sześcioma medalami, w tym jednym złotym - wywalczonym przez Pawła Fajdka w rzucie młotem.