Las Vegas - dla jednych miasto grzechu, dla innych miejsce, gdzie można wygrać fortunę albo po prostu znaleźć dobrze płatną pracę. Ta najszybciej rozwijająca się metropolia USA wciąż przyciąga tłumy.

Do Las Vegas ciągną tysiące osób. Dlaczego? Powodów jest wiele. Po pierwsze – praca. Przemysł rozrywkowy i usługi dają zatrudnienie setkom tysięcy. Ponadto wciąż decydują stosunkowo niskie koszty utrzymania. Poza tym buduje się tam tak dużo osiedli, że właściwie każdy może zamieszkać w zupełnie nowym domu.

Zdaniem mieszkańców miasta kasyna to dobre sąsiedztwo, nawet dla tych, którzy w nich nie pracują. W Newadzie nie ma podatków od dochodów osobistych, gdyż kasyna płacą podatki i finansują w ten sposób wydatki publiczne, które normalnie musielibyśmy płacić sami - mówią korespondentowi RMF.

Zobacz również:

Dodajmy, że mimo szybko rosnącej liczby mieszkańców drogi w Las Vegas wciąż nie są zatłoczone, a słońce świeci przez cały rok. Czego chcieć więcej…

Ale do Las Vegas ciągną przede wszystkim żądni emocji hazardziści. Tamtejsze kasyna to mekka rozrywki. Oferują wszystko - pokoje hotelowe, wyżywienie, a nawet bilety na koncerty czy spektakle teatralne. Wszystko na miejscu, byleby klienci dopisali i popróbowali szczęścia.

Ile można wygrać na jednorękim bandycie? Posłuchaj relacji korespondenta RMF:

Las Vegas przyciąga także zakochanych. To właśnie tam można najszybciej zawrzeć małżeństwo. A decyduje o tym prawo, które w Newadzie do minimum upraszcza procedurę rejestrowania związku. Sąd jest czynny codziennie do północy, a weekend bez przerwy. Formalności można więc załatwić niemal o każdej porze. Aby wejść w związek małżeński wystarczy godzina. Dłużej czeka się jedynie w walentynki.

Szybki ślub wcale nie oznacza wielkich kosztów. Najtańsza wersja to ok. 100 dolarów, najdroższa niecały 1000.

W Las Vegas na każdym kroku znaleźć można kaplice weselne. Jedną z najpopularniejszych jest Graceland Wedding Chappel. Jej największą atrakcją jest Elvis Presley. Sobowtórów króla rock and rolla kaplica zatrudnia aż czterech. Z jednym z nich rozmawiał nasz korespondent. Posłuchaj: