Uroczysta inauguracja drugiej kadencji prezydenta USA George'a Busha wzbudza coraz więcej kontrowersji. Do tego jednego z największych w historii Ameryki przyjęć pozostało jeszcze 9 dni.

Pojawiły się nawet porównania do przyjęć organizowanych na dworze ekstrawaganckiego francuskiego króla Ludwika XIV. Koszty inauguracji mają sięgnąć 50 milionów dolarów.

Będzie to najbardziej strzeżona impreza w historii Stanów Zjednoczonych. W stan najwyższej gotowości zostanie postawionych 10 tysięcy policjantów, agentów Secret Service i FBI. Zapowiadane są blokady dróg, nieba nad stolicą będą strzegły działka przeciwlotnicze. Na dachach zostaną rozmieszczone ekipy snajperów.

Jak się ocenia, do Waszyngtonu przyjedzie z całego kraju około 150 tysięcy gości. Wezmą udział w paradzie i licznych balach, które wieczorem – 20 stycznia – zgromadzą całą śmietankę towarzyską. Całą, z pewnymi wyjątkami. Niektórzy prominentni demokraci zapowiadają, że wyjadą na ten czas z miasta.

Organizacje niezależne protestują, że ogranicza się ich możliwość demonstracji wzdłuż trasy parady. Krytycy administracji zwracają uwagę, że jak na czas wojny, inauguracja zapowiada się zdecydowanie zbyt wystawnie.