Jeszcze nie wybrzmiała ostatnia piosenaka, a największej gwiazdy

tegorocznego sopockigo festiwalu już nie było na scenie. Whitney

Houston odjeżdżała samochodem - gdy dziewczyny z chórków kończyły

śpiewać jej najnowszy przebój. Być może czarnoskórą wokalistkę

wypędziło z Opery Leśnej zimno. Wynajęci przez Whitney technicy nie

przywieźli bowiem urządzeń podwyższających temperaturę na scenie.