"Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna sprawia coraz więcej kłopotów duchownym we Francji. Wycieczki fanów przyjeżdżają specjalnie do Paryża, gdzie rozgrywa się akcja książki; szczególnie do kościoła Saint-Sulpice.

Cieszę się, że do mojego kościoła przybywają tłumy, ale smuci mnie, że z głupiego powodu! - załamuje ręce proboszcz Paul Roumanet. W ciągu pół roku po wydaniu książki przyjechało aż 30 tys. – mówi. Teraz, miesięcznie przyjeżdża tu 8 tys. turystów z całego świata.

Najgorsze, że wierzą w to, co Dan Brown opowiada w książce - mówi. A tu nie było ani morderstwa zakonnicy, ani pogańskiej kaplicy.

Turyści pytają mnie np., w którym miejscu zakonnica z powieści została zamordowana. Przykro mi, ale przecież nie wymyślę tego miejsca! Natomiast łacińskie inicjały "PS" na witrażach, to nie skrót od jakiegoś tajemniczego Zakonu Syjonu, który w ogóle nie istniał, lecz patrząc z drugiej strony, "SP" to po prostu św. Piotr - wyjaśnia proboszcz Saint-Sulpice.

Oczywiście w podziemiach nie ma też żadnej pogańskiej świątyni Isis – dodaje. Prawdą jest za to, że był tu średniowieczny cmentarz.

Z turystami i proboszczem Paulem Roumanetem rozmawiał nasz paryski korespondent Marek Gładysz:

Książkę Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci" przetłumaczono już na ponad 40 języków, sprzedano ponad 20 mln egzemplarzy, nakręcony ma zostać film z Tomem Hanksem w roli głównej.