Był legendarnym podróżnikiem, który wyruszył na ekspedycję w Himalaje... i zniknął na siedem lat. Oto historia jego nieprawdopodobnej podróży i siedmiu lat w Tybecie. Wystęują Brad Pitt jako Henry Harrer i David Thewlis jako jego przyjaciel Peter Aufschneiter.

Cóż dodać - historia ta jest po pierwsze niewiarygodna, po drugie prawdziwa, po trzecie pasjonująca. Brzmi nieźle i samo w sobie wystarcza za recenzję. "Siedem lat w Tybecie" to najnowsze dzieło Jean Jacquesa Annauda, reżysera m.in. "Walki i ogień" czy "Imienia róży". Tym razem Annaud przeniósł na ekran wspomnienia Heinricha Harreram, jednego z najbardziej znanych himalaistów lat 30-tych. Wyruszył on w 1939 roku, by zdobyć Nanga Parbat. Wybuchła wojna, trafił więc do brytyjskiego obozu jenieckiego. Kiedy po trzech latach udaje mu się zbiec, szlak ucieczki wiedzie przez Tybet, który miał być tylko etapem podróży, a stał się dla Harrera domem na siedem lat.

Brad Pitt nie mógł jednak odwiedzić prawdziwych Himalajów. Pod naciskiem Chin Indie nie wpuściły ekipy filmowej, trzeba więc było stworzyć sztuczny Tybet w Ameryce Południowej. Aha, no i jeszcze nauczyć się chodzenia po górach.

Miło było spróbować wspinaczki. Okazała się niesamowitym przeżyciem... Trzeba było sporo trenować. Więc robilismy to - Brad i ja. Spędziliśmy kilka tygodni w Dolomitach.

Góry, mimo że przepięknie sfotografowane i wciąż obecne w tym filmie, stanowią jednak tak naprawdę jedynie tło dla innej historii: konfrontacji kultury Wschodu i Zachodu oraz wewnętrznej przemiany bohatera, który wedle słów reżysera wyruszył w Himalaje bogaty, ale nieszczęśliwy, a wrócił szczęśliwy, z poczuciem, że odnalazł siebie.

To opowieść trochę jak z bajki, trochę jak "Mały książę". Bohater spotyka małego pełnego magii chłopca, a ten... zmienia jego życie - mówi Jean-Jacques Annaud.

Tym małym chłopcem jest dalajlama, dzięki któremu Harrer wychodzi z depresji. Przybysz z zachodu zgadza się zostać nauczycielem małego Kunduna, wprowadzić go w tajniki angielskiego, zachodniej historii, geografii. Dalajlama nauczy go czegoś ważniejszego - jak żyć.

W każdym z moich filmów staram się przenieść do innego świata, innej kultury. To one są bohaterami. Dlatego zrobiłem także ten film. To prawdziwa magia - wyjaśnia Jean-Jacques Annaud.

Zobaczycie ją na ekranie.