Jędrzej Dobrowolski to wyjątkowy narciarz. Jego domeną jest prędkość. Od blisko dekady zakopiańczyk startuje w cyklu Pucharu Świata speed ski. To konkurencja narciarska, w której wygrywa po prostu najszybszy. Rekord Polski to obecnie 244 km/h. Dobrowolski chce go tej zimy poprawić.

Patryk Serwański, RMF FM: Poznaliśmy się kilka lat temu. Wtedy przebijałeś się do świadomości kibiców, ale i mediów czy sponsorów. Od tamtej pory pobiłeś kilka razy rekord Polski. Jesteś zdecydowanie lepszym sportowcem, a czy widzisz, że jesteś też bardziej rozpoznawalny?

Jędrzej Dobrowolski: Jestem oczywiście cały czas postacią trochę egzotyczną, ale startuję już od 9 lat w speed ski. Przedostałem się do świadomości. Środowisko narciarskie jest świadome tego, co robię, na czym to polega. Spotykam się z ludźmi z całej Polski i w jakiejś mierze jestem rozpoznawalny. Oczywiście nie jest to Bóg wie jaka rozpoznawalność, ale na pewno jest większa niż kilka lat temu.

Do rozpoczęcia rywalizacji w Pucharze Świata jest jeszcze trochę czasu. Na jakim etapie treningów jesteś?

Formę fizyczną trzymam przez cały rok, dbam o nią. Ćwiczę cały rok. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Fizycznie jestem więc gotowy. Teraz wprowadzamy elementy ściśle ukierunkowane na moją dyscyplinę. No i narty. Trzeba jeździć jak najwięcej, jak najczęściej używać kombinezonu, kasku. Tak naprawdę te szybkie przejazdy są możliwe dopiero przed zawodami, kiedy trasy są odpowiednio przygotowane.

Jaki cel sobie stawiasz na ten najbliższy sezon? Rekord Polski wynoszący 244 km/h będzie zagrożony?

Myślę, że jeśli będę miał stabilny przejazd, bo ten rekordowy był pełny niepewności - dwa razy ratowałem się przed upadkiem.  Jeżeli uniknę błędów to sądzę, że mogą osiągnąć prędkość w granicach 250 km/h. Nie wiem czy pod czy nad tą granicą, ale uważam to za realne.

Rekord świata to 254 km/h. Gdzie jest ludzka granica w tej dyscyplinie i gdzie szukać rezerw? W stroju, sprzęcie, a może w pozycji i aerodynamice?

Cała dyscyplina polega na bicie rekordów. To kwintesencja. Ja też na tym się skupiam. Miejsca w Pucharze Świata, w którym prędkości są mniejsze, nie są dla mnie aż tak interesujące. Moim celem jest rekord. A gdzie jest granica? Podobno ktoś kiedyś wyliczył 270 km/h. Nie wiem w jakich warunkach -  czy laboratoryjnych, czy nie. Ja uważam, że realna jest prędkość 260, ale trudno powiedzieć, czy to się zdarzy. Na narciarza działają ogromne siły przy tych prędkościach. Wiemy, co dzieje się z organizmem przy 255 km/h. Tu mówimy o kolejnych 5 kilometrach. To i dużo i mało. Może gdyby pojawiła się jakaś nowa góra, dłuższa trasa. Wtedy ten rekord można by jeszcze mocniej wyśrubować.

Kiedyś dojdziecie do ściany jeśli chodzi o rekordy. To jest kwestia, która zaczyna zagrażać coraz większej liczbie dyscyplin sportu.

- Na pewno gdzieś ta ściana jest. Jednak pewnie pojawi się jakiś nowy sprzęt, może nowe materiały do jego wytwarzania. Możliwe, że kiedyś FIS zmieni regulamin, choć jak mówiłem w Pucharze Świata i tak prędkości są mniejsze. Rekordy bijemy tylko raz na dwa lata na Speed Masters, a to zawody, które nie są pod egidą FIS, tylko francuskiej federacji. Nie wykluczam, że nasza dyscyplina będzie modyfikowana. Może zaczniemy używać dodatkowych spojlerów? Póki co światowa czołówka ciągle ma rezerwy.

Jak w speed ski wygląda wyścig technologiczny? To istotny element walki z konkurencją?

Jest pewnie standard. Jest firma robiąca kombinezony, jeden facet robi kaski, ale to nie znaczy, że jesteśmy ograniczeni. Regulamin określa pewne parametry, w których można się poruszać. Ja współpracuję teraz z firmą Berdax z Poronina - pracujemy nad tym, żeby mój kombinezon był coraz lepszy, coraz szybszy. Podobnie można pracować nad kaskiem, spojlerami, kijkami. Waga, wielkość, użycie pewnych materiałów, kształt. Jest nad czym pracować. Kolejna kwestia to smary do nart. Na pewno ten wyścig technologiczny jest u nas obecny, choć skala nie jest tak duża jak choćby w skokach narciarskich - nie te budżety. Ale ścigamy się ze sobą. Każdy z zawodników ma swoje tajemnice. Możliwych modyfikacji jest bardzo dużo.


A jak wygląda wsparcie naukowe? Szukasz takiej pomocy?

Oczywiście. Współpracowałem z DynamoLab przy Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. Tam mnie zmierzono we wszystkie strony. Pracowaliśmy nad moim ciałem, napięciem mięśniowym. Dużo się o sobie dowiedziałem. Zacząłem też współpracować z Politechniką Krakowską. Pracowałem nad optymalną pozycją w tunelu aerodynamicznym. Bo na tym polega ta dyscyplina. Trzeba obrać idealną pozycję i się nie ruszać. To oczywiście prawie niemożliwe z uwagi na oddziałujące siły, warunki na trasie, wiatr. Tylko teoria brzmi prosto: "przyjmij pozycję i się nie ruszaj".

Masz 35 lat. Ile czasu dajesz sobie jeszcze na zawodowe uprawianie sportu? Zastanawiałeś się nad tym czy skoro ciągle się rozwijasz i robisz postępy to o takich kwestiach na razie nie myślisz?

Myślę o tym, ale patrzę też na moich kolegów - starszych ode mnie. Mam więc sporo czasu, bo startują ciągle zawodnicy starsi ode mnie o 10 lat. Na pewno nie jestem pierwszej świeżości. Nakładają się mikro urazy, ale myślę, że moja dyscyplina daje dość dużą rezerwę wiekową. Mam ciągle dużo przed sobą, a co będzie to życie pokażę. Nie postawiłem sobie celu, po którym mam zamiar skończyć karierę. Na razie jeżdżę, dobrze mi z tym i jeżeli to się nie zmieni będę jeździł dalej. Jestem w czołówce światowej i oczywiście jest coraz trudniej. Na początku robiłem przeskoki po 30 kilometrów. Teraz poprawienie rekordu o ułamek kilometra kosztuje bardzo dużo pracy.