Jestem niewinny i żadnego rozkazu nie wydałem – oświadczył po raz kolejny generał Wojciech Jaruzelski. Dziś Jaruzelski przez kilka godzin odczytywał przed Sądem Okręgowym w Warszawie 80-stronicowe oświadczenie w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w grudnia 1970. Według ówczesnego szef MON-u, użycie broni przeciwko manifestantom było uzasadnione, bo protesty przypominały powstanie.

Składając wyjaśnienia Jaruzelski przywołał informacje napływające do Warszawy z Wybrzeża o atakowaniu gmachów MO i PZPR, groźbie użycia broni przez demonstrantów oraz śmierci dwóch milicjantów. Generał obficie cytował oficjalne dokumenty władz z 1970 roku, z których wynikało, że demonstranci mieli atakować milicjantów i "osoby cywilne", podpalać gmachy, niszczyć samochody i rabować alkohol. "Oto synteza oficjalnych informacji jakie docierały do Warszawy" - mówił Jaruzelski. Cytował też wypowiedzi Lecha Wałęsy z rozmowy z nim w 1981 roku, że "gdy już doszło do masowych zajść, to pół Gdańska by spłonęło, gdyby ta sprawa nie była jakoś przecięta". Sąd odroczył do 8 listopada dalsze odczytywanie wyjaśnień gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

Proces rozpoczął się we wtorek - po 9 nieudanych próbach powtarzanych od połowy maja - dzięki wyłączeniu do odrębnego postępowania sprawy chorego Władysława Łomota. Oskarżeni w obecnym procesie to: 78-letni dziś gen. Jaruzelski (wówczas szef MON), Stanisław Kociołek (wicepremier PRL), gen. Tadeusz Tuczapski (były wiceszef MON) oraz czterej dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do zarzutów. Wszystkim grozi dożywocie. Odpowiadają z wolnej stopy.

Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku, podczas tłumienia przez milicję i wojsko robotniczych protestów przeciw drastycznym podwyżkom cen, zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.

foto Archiwum RMF

17:30