Szpitalowi z oddziałem ratunkowym zwrócimy za leczenie całą kwotę, placówce z izbą przyjęć - tylko połowę. Ofiarą takiej logiki Narodowego Funduszu Zdrowia padł szpital w Wadowicach.

Choć budowę oddziału ratunkowego w Wadowicach wstrzymano, i to nie z winy szpitala, to jednak NFZ nie chce ponieść pełnych kosztów akcji ratunkowych. Miasto musiało odstąpić od budowy – jak tłumaczy starosta, bo firma, która budowała obiekt, samowolnie zmieniła projekt i próbowała też na lewo nieco „zaoszczędzić”.

Do urzędników z Funduszu nie przemawia także argument, że jeżdżenie do wypadków i akcji ratunkowych dla ekip z wadowickiego szpitala to norma, a ratowanie zdrowia i życia kosztuje tyle samo co w innych częściach Polski. Wg NFZ wadowickie oddziały nie spełniają standardów i dlatego płaci tylko połowę kosztów. To paradoks. Bo szpital wykonuje wszystko to, co wykonywać powinien - mówią władze placówki.

Mieszkańcy z Wadowic i potencjalni pacjenci mają chyba podwójnego pecha, bo nie dość, że ratują ich bez standardów, to wcześniej czy później wszyscy poprzez starostwo będą musieli dopłacić. Zresztą już płacą, bo na pechową budowę oddziału ratunkowego starostwo wydało ponad 3 miliony złotych. Dodajmy, że aby go skończyć trzeba 14 milionów.