Od pół roku kilkunastu polskich marynarzy koczuje na statku zacumowanym na redzie greckiego portu w Pireusie. Norweski armator zbankrutował. Zabrakło pieniędzy na opłaty portowe, jednostkę aresztowano. Marynarze zostali bez środków do życia.

Niestety, takie przypadki spotykają polskich marynarzy coraz częściej. Główna przyczyna: armatorzy lekceważą wszystkie przepisy. Dotyczy to przede wszystkim tzw. tanich bander.

Polaków do zatrudniania się u takich armatorów zmusza najzwyczajniej brak pracy. Pod tanimi banderami pracują za kilkakrotnie niższe stawki. W dodatku jednostki, na których pływają, są najczęściej w opłakanym stanie.

Na tanich banderach wygląda to najczęściej

w ten sposób, że jedzie się w nieznane, kontrakt podpisuje się najczęściej w dniu wyjazdu, niejako na kolanie. (...) Zaciska im się szczęki, marynarze nie chcą o tym mówić, bo po prostu stracą pracę - opowiada reporterowi RMF marynarz ze Szczecina.

Często dochodzi do aresztowań statków tanich bander. Dla marynarzy oznacza to spore kłopoty - nie mogą wyjść na ląd, nie zarabiają pieniędzy, więc nie mają za co żyć.

Z marynarzami ze Szczecina, którzy przeżyli aresztowanie ich statku, rozmawiał Jerzy Korczyński:

20:15