Bezduszne przepisy kontra życie. W Lublinie sanepid zamknął kuchnię schroniska dla bezdomnych im. Świętego Brata Alberta. Codziennie przewija się przez nią 60-80 osób.

Lista zastrzeżeń jest długa. Są na niej między innymi korzystanie z niesprawnych urządzeń i żywności niewiadomego pochodzenia. To dary od dobroczyńców. Teraz bezdomni korzystać mogą z innej ogólnodostępnej jadłodajni, ale oddalonej o ponad kilometr. A wielu z nich jest chorych i nie może chodzić.

Kuchnia nie spełnia warunków przewidywanych przepisami - twierdzi sanepid. Zastrzeżenie mięliśmy zarówno co do samego sposobu przygotowywania posiłków, jak i wyposażenia - mówi Barbara Sawa-Wojtanowicz. Powiatowy Inspektor Sanitarny musiał podjąć taką decyzję ponieważ zagrażało to bezpieczeństwu osób, które spożywały te posiłki - argumentuje. Zapytałem, czy było oficjalne zgłoszenie, że ktoś się zatruł? Nie, nie było - usłyszałem. Mieliśmy jedynie anonimową skargę. Tak jak mówią mieszkańcy schroniska oburzeni zamknięciem stołówki pewnie pochodziła od mężczyzny, którego do noclegowni nie wpuszczono kilka dni temu, ponieważ był pijany. Dlaczego zachowują się jak urzędasy? Nie ma takiego miejsca, w którym nie byłoby jakichś uchybień, niedociągnięć, to nie hotel - mówi jeden z bezdmonych, pracujący w schronisku jako dyżurny przy wejściu. Przychodzą różni ludzie. brudni, zawszeni - wszystkim bez wyjątku musimy pomóc. Zawsze mogli liczyć na talerz ciepłej zupy. Mężczyźnie łamie się głos. Dużo z naszych kolegów ma chore nogi, mają takie rany, że ledwo łażą po schronisku - mówi inny mieszkaniec placówki. Dla nich pójście na Zieloną do jadłodajni to za daleko. Trzeba iść w jedną stronę ponad kilometr.

Nie ukrywamy, że niedociągnięcia są - przyznaje prezes Bractwa Miłosierdzia in. św. Brata Alberta. Wojciech Bylicki nie kryje jednak żalu: Utrzymujemy się z dotacji i datków. Staramy się przede wszystkim nakarmnić głodnych. Nie mamy pieniędzy na wszystko. Radzimy sobie jak możemy. Codziennie z ogólnodostępnej jadłodajni przy ulicy Zielonej korzysta 500 osób. do tego jeszcze schronisko i noclegownia dla bezdomnych - potrzeby są ogromne. Nie czerpiemy korzyści z działalności, nie pobieramy opłaty za posiłki. raz są lepsze jak mamy z czego, raz gorsze, ale zawsze jest coś ciepłego - dodaje. Dlaczego potraktowali nas tak surowo. Można przecież było dać zalecenia, podpowiedzieć co mamy zrobić, jak to rozwiązać?

Sanepid obstaje przy swoim. Przepisy są jednakowe dla wszystkich kuchni. Czasem takie radykalne działania z naszej strony wychodzą wszystkim na dobre. Są mobilizacją dla prowadzących ośrodki do szybkich działań - dodaje Sawa-Wojtanowicz.

Na razie kuchnia w schronisku będzie zamknięta. Pensjonariusze będą musieli chodzić na posiłki poza obiekt. Jak długo? Postaramy się jak najszybciej zrobić niezbędne rzeczy, ale na to trzeba pieniędzy. Lokal jest jaki jest - nie wiem, czy bez ogólnej przebudowy uda się uruchomić kuchnię. Nie wiem, czy nie będziemy musieli zlikwidować stołówki, która jest zarazem świetlicą kosztem powiększenia kuchni. Boję się o tym myśleć - przyznaje prezes.