Cały czas trwają rozmowy kolejarzy związkowców z rządem i władzami PKP. Od ich wyniku zależy czy jutro związkowcy sparaliżują ruch pociągów na 9 węzłach kolejowych w całej Polsce. Dziś kolejarze ostrzegawczo zablokowali Dworzec Wschodni.

Bardzo prawdopodobne jest, że do kolejnego protestu jednak dojdzie. Atmosfera za zamkniętymi drzwiami jest bardzo gorąca. Nie jest to jednak przesądzone, bo najważniejsze punkty negocjacji są jeszcze przed związkowcami i przedstawicielami PKP i rządu.

Jeżeli rozmowy skończą się fiaskiem, odbędzie się jeszcze jedna narada – narada Central Związkowych i wtedy zapadną ostateczne decyzje. Przewodniczący kolejarskiej "S" Stanisław Kogut zapowiedział, że jeśli rząd, PKP i kolejarskie związki nie dojdą do porozumienia, kolejna akcja protestacyjna odbędzie się jutro i obejmie 9 węzłów w całym kraju. Mało prawdopodobna jest jednak wizja strajku generalnego.

Rano o godz. 8 związkowcy wstrzymali Intercity, pośpieszne i połączenia lokalne, którymi codziennie tysiące mieszkańców podwarszawskich miejscowości dojeżdża do pracy. Jak można w ten sposób załatwiać swoje sprawy związkowe - mówiła oburzona starsza pani. Lepiej gdy dwie godziny postoją, niż potem mają narzekać do kolejnego rozkładu jazdy - odpowiadają związkowcy.

Choć podczas strajku pociagi zatrzymywały się na wszystkich innych stacjach pośrednich w Warszawie, to protest i tak utrudnił ruch w całym kraju. Wszystkie pociągi przyjeżdżające do Krakowa z północy były opóźnione.

Zarząd PKP uważa, że protest był nielegalny. Te działania, które podejmują partnerzy społeczni, są wbrew procedurom przyjętym w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - mówił prezes PKP Andrzej Wach i ostrzegał, że poszkodowane spółki przewozowe z pewnością będą dochodziły swoich roszczeń.

Kolejarze domagają się m.in. dofinansowania przejazdów międzywojewódzkich oraz sprzedaży zbędnego majątku kolejowego - gruntów i nieruchomości. Chcą też, by pracownikom kolei sprzedano około 70 tys. zakładowych mieszkań.