Tempo narastania fali zakażeń koronawirusem w nadchodzących dniach może wskazać, czego należy spodziewać się w gospodarce w dalszych tygodniach i miesiącach. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom władz, Ministerstwo Finansów podaje, że wcale nie wyklucza wprowadzenia ponownego lockdownu, czyli zamknięcia gospodarki, chociaż podkreśla, że bardziej prawdopodobne jest zamykanie poszczególnych branż na zagrożonych terenach. Na razie trudno jednak przewidzieć, czy za kilka dni będziemy mieć spadek czy też dalszy wzrost liczby zakażeń - powyżej tysiąca przypadków dziennie. Wiadomo natomiast, że lockdown oznaczałby katastrofę dla tysięcy firm.

Informacje o wzroście liczby zarażonych szczególnie niepokoi takie branże jak turystyczna, gastronomiczna, przedsiębiorstwa transportowe, czy eventowe. Wiele firm już jest w złej sytuacji i kolejny lockdown może je pogrążyć na zawsze. W dodatku trudno się spodziewać dalszego rozszerzania państwowej pomocy, bo już uruchomione działania osłonowe polegają przede wszystkim na pompowaniu pieniędzy na kredyt, który trzeba będzie kiedyś spłacić - czy to w postaci podatków czy inflacji. W mijającym tygodniu rząd znowelizował tegoroczny budżet i już widnieje w nim astronomiczna kwota deficytu, sięgająca 110 mld złotych.

Żeby spłacić te długi, będziemy musieli płacić wyższe daniny. W nowym tygodniu na przykład będzie się zapewne toczyć dyskusja o rozszerzeniu tzw. podatku od deszczówki. W ramach zaproponowanych właśnie zmian w przepisach, podatek od zabudowanego terenu nie dotyczyłby już tylko dużych obiektów, ale domów jednorodzinnych położonych nawet na niewielkich działkach. Te nowe zasady znacznie rozszerzają kategorie nieruchomości które miałyby podlegać opodatkowaniu. Teraz nawet właściciele domów na działkach o powierzchni 6 arów mieliby płacić setki złotych tego podatku rocznie, o ile zabudowana jest połowa terenu, przy czym za zabudowę uznaje się też taras albo kostkę.

Podobny niepokój w związku ze wzrostem liczby zakażeń panuje na zachodzie Europy. W nowym tygodniu francuskie władze miały ogłosił plan dalszego niwelowania skutków pandemii, ale już wiadomo, że rząd w Paryżu na razie wstrzymuje się z zatwierdzeniem sposobów wydania kolejnych 100 mld euro. W Niemczech organizacje pracodawców już alarmują, że ponowny lockdown oznaczałby zahamowanie gospodarki nawet na wiele lat i znaczący wzrost bezrobocia. O tym, że radykalne kroki nie są wykluczone może świadczyć przykład Korei Południowej. Wobec rosnącej ponownie liczby zakażonych, władze w Seulu w sobotę zdecydowały o bezterminowym zamknięciu wszystkich barów, dyskotek, klubów nocnych, kin, teatrów i wstrzymaniu rozgrywek sportowych.

W Polsce we wtorek mamy poznać najnowsze dane z rynku pracy. Na razie nie jest najgorzej. Nowe raporty mówią o lekkim wzroście liczby ofert pracy i spadku obaw pracowników przed utratą zatrudnienia.

Pod koniec wakacji możemy się spodziewać wzrostu cen paliw, ale te podwyżki nie powinny być znaczne. Obecnie ceny hurtowe są stabilne. Benzyna 95 kosztuje teraz średnio 4 złote i 46 groszy, olej napędowy 4 złote i 39 groszy, a autogaz 2 złote i jeden grosz.

W poniedziałek mają być ogłoszone dane o o ilości pieniądza. W ramach walki ze skutkami pandemii do gospodarki trafiło więcej pieniędzy. To samo dzieje się na Zachodzie. Mimo przyrostu ilości pieniędzy na rynku, nie widać oznak inflacji, mimo że stopy procentowe są już na rekordowo niskich poziomach. To osłabia pole manewru banków centralnych. O dalszych działaniach będzie radzić pod koniec tygodnia Rezerwa Federalna na dorocznym sympozjum bankierów centralnych w Jackson Hole. 

Opracowanie: