Nie jeden, a dwa projekty ustaw dotyczące spraw mieszkaniowych mają pogodzić koalicję rządzącą. Nie od dziś wiadomo, że Lewica ma na tę kwestię zupełnie inne spojrzenie niż Koalicja Obywatelska czy Trzecia Droga. Jak słyszymy w kancelarii premiera – tym razem, przedstawione projekty są kompromisem i propozycją całego rządu. I tak, zaproponowano bardziej skomplikowany niż Bezpieczny Kredyt 2 proc. program dopłat do kredytów o nazwie "na Start", a także program budowy mieszkań społecznych na tani wynajem, o co walczyła Lewica.

Program mieszkaniowy "na Start", nazywany też kredytem "na Start", to propozycja - z jednej strony - obwarowana większą (niż Bezpieczny kredyt 2 proc.) liczbą warunków do spełnienia, ale - z drugiej strony - bardziej liberalna, bo nie ogranicza kupującego mieszkanie tak bardzo, jak "Bk 2 proc.".

Kluczowe jest to, kto bierze kredyt

W programie "na Start" kluczowe jest to, kto bierze kredyt - na największe dopłaty mogą liczyć rodziny z trójką dzieci lub więcej, na najmniejsze - single i pary bez dzieci. Dopłaty przewidziano na 10 lat, i - tak jak wcześniej zapowiadano - oprocentowanie będzie niższe niż w "Bk 2 proc.". Przedstawia się to, zgodnie z projektem ustawy, następująco.

  • 1,5 proc. w przypadku singla i pary bez dzieci;
  • 1 proc. w przypadku rodziny z jednym dzieckiem;
  • 0,5 proc. w przypadku dwójki dzieci;
  • 0 proc. w przypadku trójki lub więcej dzieci.

Jak zaznaczyło Ministerstwo Rozwoju i Technologii na platformie X (dawny Twitter), "trwają uzgodnienia międzyresortowe i konsultacje publiczne projektu ustawy o kredycie mieszkaniowym 'na Start'".

Liberalna część projektu

W programie obowiązywać będą też ograniczenia dotyczące maksymalnej kwoty, która jest objęta dopłatami. I to jest ta liberalna część projektu - co prawda są narzucone limity, ale można je przekroczyć, można zaciągnąć wyższy kredyt, tyle że powyżej wyznaczonego limitu już sami będziemy musieli opłacić pełne odsetki - po prostu powyżej danego limitu państwo już nie dopłaci. A więc raczej nie będzie to program, z którego korzystać będą masowo single, bo im państwo dopłaci najmniej.

Limit kwoty kredytu:

  • do 200 tys. zł w przypadku singla;
  • do 400 tys. zł w przypadku pary bez dzieci;
  • do 450 tys. zł w przypadku rodziny z jednym dzieckiem;
  • do 500 tys. zł w przypadku rodziny z dwójką dzieci;
  • do 600 tys. zł w przypadku rodziny z trójką lub większą liczbą dzieci.

Co się zmieniło wobec poprzedniej propozycji programu "na Start"?

To co się zmieniło - od poprzedniej propozycji Ministerstwa Rozwoju i Technologii w sprawie programu "na Start" - to wysokość limitów dochodowych.

Teraz te limity są zdefiniowane w ten sposób:

  • 7 tys. zł w przypadku singla;
  • 13 tys. zł w przypadku pary;
  • 16 tys. zł w przypadku pary z jednym dzieckiem;
  • 19,5 tys. zł w przypadku rodziny z dwójką dzieci;
  • 23 tys. zł w przypadku rodziny z trójką lub większa liczbą dzieci.

W programie ma obowiązywać jeszcze jeden limit - powierzchni. Ma być wyliczany z równania: 25m2 x liczba osób w gospodarstwie domowym + 25m2.

A więc na każdą osobę w gospodarstwie ustawodawca przewiduje 25 metrów kwadratowych i dodatkowo zawsze dolicza 25 metrów. Oznacza to, że singiel zmieści się w limicie z maksymalnie 50. metrowym mieszkaniem, para bez dzieci 75 metrowym, z dzieckiem 100 metrowym, itd.

Podobnie, jak w przypadku limitu dochodowego, przekroczenie limitu powierzchni nie oznacza, że nie możemy uzyskać takiego kredytu, a oznacza to tyle, że będziemy mieli pomniejszoną kwotę dopłat - mówi w RMF FM Jarosław Sadowski z Expandera.

Wysokość dopłaty pomniejsza się o 50 zł za każdy metr kwadratowy ponad "limit".

Program "na Start" a "Bk 2 proc." - istotna różnica

Ekspert zwraca też na inną różnicę w relacji do Bezpiecznego kredytu 2 proc.

To co jest kluczowe, i co się zmieniło, to sposób wyliczania dopłaty. Ta dopłata teoretycznie spłacana jest w ratach malejących. Czyli jeszcze przed zastosowaniem dopłat, te raty są coraz mniejsze, dzięki temu mamy tę korzyść, w postaci tego, że dość szybko spłacane jest zadłużenie. To nam powoduje, że jak skończy się okres dopłat, i rata jest wtedy zmieniana po 10 latach na ratę stałą, to to zabranie dopłat nie powoduje tragedii, że rata mocno wzrośnie. Mechanizm jest bardzo korzystny, bo nie powoduje szoku, bo zakończeniu okresu dopłat - mówi w rozmowie z RMF FM Jarosław Sadowski.

Jak jednak zaznacza, "te raty są malejące tylko w teorii". Dlatego, że jeżeli sobie policzymy ratę pomniejszoną o dopłatę, to ta dopłata została tak wymyślona, że ta rata ostatecznie płacona przez klienta, tak naprawdę jest ratą stałą. Czyli co miesiąc z konta kredytobiorcy będzie pobierana dokładnie taka sama kwota, dzięki temu nowemu sposobowi obliczania wysokości dopłaty - wyjaśnia ekspert Expandera.

Jak to więc przełoży w praktyce na wysokość raty kredytu, oczywiście, jeśli rozwiązania te zostaną przyjęte w zaproponowanym kształcie? Jak wylicza Jarosław Sadowski, przy przeciętnym kredycie na 400 tysięcy złotych na 25 lat, singiel zapłaci ratę wyższą o ponad 1,5 tysiąca złotych niż rodzina z trójką dzieci.

W przypadku singla rata takiego kredytu wyniesie 2833 złote, a suma dopłat wyniesie 60 500 złotych.

W przypadku pary bez dzieci, oprocentowanie co prawda jest takie samo, ale kwota, do której doliczane jest oprocentowanie pomniejszone o dopłaty, jest jeszcze wyższa.

Tu mamy limit 400 tysięcy złotych i cała kwota objęta jest preferencyjnym oprocentowaniem. Więc tutaj rata nam wynosi 1833 złote, a suma dopłat jest dużo wyższa i wynosi 180 500 zł - mówi Sadowski.

Oczywiście w najlepszej sytuacji będą rodziny, w których jest przynajmniej trójka dzieci, gdzie nie ma oprocentowania do kwoty limitu 600 tys. zł.

Więc całe odsetki pokrywają dopłaty. I tu rata jest jeszcze niższa - na poziomie 1333 złote, suma dopłat to aż  240 tys. 500 złotych.  - wylicza ekspert.

Lewica już w kampanii wyborczej krytykowała tego typu projekty, pytając o to, po co nakręcać popyt na kredyty i mieszkania, jeśli nie jesteśmy na to przygotowani, podaż jest niska i po prostu brakuje mieszkań. Efekt takiego działania widzieliśmy przy Bezpiecznym Kredycie 2 proc., gdy ceny nieruchomości wystrzeliły.

Projekt drugi - najem

Do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych trafił również projekt nowelizacji ustawy o społecznych formach rozwoju mieszkalnictwa. "To pierwszy etap rewolucyjnych zmian w sektorze wsparcia społecznego i komunalnego budownictwa mieszkaniowego" - czytamy na stronie resortu.

Albo przyjmiemy oba projekty, albo żadnego - zaznacza wiceminister rozwoju i technologii Krzysztof Kukucki, odpowiedzialny w Lewicy za sprawy mieszkaniowe. Przygotował on drugi projekt ustawy, z rozwiązaniami, o które od dawna postulowała Lewica. Teraz stawia warunek - poprzemy projekt programu "na Start", jeżeli zostanie przyjęty też drugi projekt, dotyczący najmu. A Kancelaria Prezesa Rady Ministrów twierdzi, że oba projekty zostaną przyjęte, stąd mowa o osiągniętym kompromisie.

Propozycja ta zakłada przede wszystkim, że fundusz dopłat dla samorządów na budowanie mieszkań społecznych na tani najem, zostanie zwiększony z 1 mld złotych do 5 mld złotych.

To przełoży się na budowę nowych mieszkań lub remontów pustostanów w liczbie co najmniej 20 tysięcy lokali rocznie -  mówi w RMF FM minister Kukucki. To kompromis. Tak do tego podchodzimy. Nam, jako Lewicy, zależy na budowaniu mieszkań na tani wynajem, mieszkań społecznych. To jest kierunek, który może odmienić sytuacje na rynku nieruchomości, ale przede wszystkim dać Polkom i Polakom szanse na realny wybór - czy chcą się zadłużać, czy może chcą skorzystać z mieszkań społecznych. Ta ustawa, to jest pierwszy etap. Wzmacnia realizacje inwestycji przez samorządy - powiedział.

Ponadto wiceminister rozwoju i technologii, który - nota bene - powalczy w drugiej turze wyborów o fotel prezydenta Włocławka, twierdzi, że te pieniądze, 5 mld złotych, szybko się zwrócą.

To po prostu dobrze zainwestowane pieniądze - zwiększą dostęp do mieszkań, poprawią sytuację na rynku materiałów budowlanych, na którym firmy potrzebują nowych inwestycji, nowych impulsów, pieniądze te dadzą też szanse firmom lokalnym, które na zlecenie samorządów będą wykonywać inwestycje. Więc te 5 mld złotych zasili polską gospodarkę, pieniądze te wrócą też do budżetu w postaci VAT-u, PIT-u i innych danin, które normalnie w gospodarce podmioty ponoszą - mówi Krzysztof Kukucki.

Mieszkania społeczne a własność

W projekcie przewidziano jeszcze jedną ważną zmianę - tzw. mieszkań społecznych nie będzie można wykupić na własność.

Wprowadzamy te zasadę, jako złotą zasadę, że jeżeli jakakolwiek inwestycja jest choćby w złotówce dofinansowana ze środków publicznych, to na zawsze ma pozostać w zasobach publicznych. To jest jasny i czytelny komunikat. Mówimy oczywiście o nowych inwestycjach. Dopuszczamy oczywiście taką możliwość, potrzebę sprzedaży jakiejś nieruchomości, która była wsparta pieniędzmi z funduszy dopłat, ale wtedy nieruchomość ta nie będzie mogła być sprzedana z jakąkolwiek bonifikatą, a całe te środki, które zostaną uzyskane w ten sposób, w stu procentach będą musiały zasilić potrzeby mieszkaniowe samorządu - streszcza zapisy projektu ustawy wiceminister. 

Mimo, że jest przekonany o wartości swojego projektu, to stawia swego rodzaju ultimatum - albo wszystko, albo nic. Lewica poprze program mieszkaniowy "na Start", tylko jeśli cała koalicja rządząca poprze projekt najmu mieszkań społecznych.

Mamy świadomość, że jesteśmy w koalicji, stąd pewnie ceną tej rewolucji w mieszkaniach społecznych, będzie wsparcie dla kredytu "na Start". Nie jest to projekt z naszej bajki, ale jeżeli jest ceną za danie Polkom i Polakom rzeczywistego wyboru w zakresie mieszkań i ułatwienie dostępu do mieszkań szczególnie dla młodych, to myślę, że jest to cena niezbyt wygórowana, którą jako formacja możemy ponieść - dodał wiceminister rozwoju i technologii.

Opracowanie: