Firma Astaldi nie wróci do kontraktów kolejowych na trasach Warszawa-Lublin i Poznań-Wrocław - mówi RMF FM rzecznik firmy Mateusz Witczyński. Według niego firma mogła porzucić te kontrakty, gdyż znacząco zmieniły się warunki rynkowe. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk mówi, że najważniejsze jest zabezpieczenie interesu polskich podwykonawców - aż 40 z nich zostało już na lodzie. Wielu z nich jest w Warszawie na rozmowach z przedstawicielami PKP PLK. Mówią, że ich biznesy upadną i dają PKP PLK ultimatum: pieniądze albo zablokujemy drogi.

Rzecznik Astaldi mówi, że odstąpienie od umowy "jest skuteczne i uzasadnione". Podkreśla także, że to przez znaczącą zmianę warunków rynkowych, o których rząd i PKP byli wielokrotnie informowani. Chodzi o wzrost cen materiałów, problemy z pozyskaniem i transportem tłocznia, a także brak pracowników. To wszystko zdaniem Mateusza Witczyńskiego spowodowało, że firma nie może brać ryzyka tylko na siebie i kontynuować tych inwestycji.

Odcinamy tzw. pozycje szkodliwe, czyli pozycje, które nie dość, że nie przynoszą zysku, to niosą ze sobą ryzyko dla firmy - mówi.

Rzecznik Astaldi nie potrafi powiedzieć, ile dokładnie pieniędzy firma zalega podwykonawcom. Ale jak mówi, to nie problem, bo może zapłacić zamawiający.

Jeśli roboty zostały wykonane i odebrane przez zamawiającego, no to zostaną rozliczone - podkreśla. Witczyński zapewnia, że pozostałe kontrakty realizowane przez Astaldi nie są zagrożone.

Witczyński zapewnia, że pozostałe kontrakty realizowane przez Astaldi - Południowa Obwodnica Warszawy, tunel na zakopiance i warszawskie metro - nie są zagrożone.

Czy podwykonawcy kolejowi dostaną pieniądze?

Najwięksi podwykonawcy przyjechali do Warszawy na spotkanie z kolejową spółką. Oczekują, że PKP PLK zapłaci za dotychczasowe prace i uwzględni odbiory nie czekając na formalne potwierdzenia i faktury z Astaldi, których Włosi nie wystawiają od kilku miesięcy.

Po drugie chcą, by w wyliczeniach uwzględnione zostały także materiały zamówione przez podwykonawców, których przez wstrzymanie prac nie wykorzystano, a pieniądze zostały zamrożone. Przez to tylko kilku największych podwykonawców swoje starty szacuje na 30-40 milionów złotych - w sumie na obu porzuconych odcinkach ta kwota może być co najmniej dwukrotnie wyższa - usłyszał nasz dziennikarz.

Podwykonawcy liczą też na propozycję kontynuowania prac; że PKP PLK przejmie na siebie ten kontrakt. To musi być jednak błyskawiczna decyzja, ponieważ każdy dzień przestoju na budowie to kolejne straty. Jak mówią podwykonawcy, stawki muszą być wyższe, bo włoski wykonawca - ich zdaniem - znacznie zaniżył kontrakt.

PKP PLK zapewnia, że zapłaci podwykonawcom, mimo jednostronnego zerwania umowy przez Astaldi. Z tym jednak może być kłopot: po pierwsze nie wszyscy podwykonawcy byli zgłoszeni przez Astaldi, po drugie włoska firma musi wystawić fakturę - potwierdzenie wykonania prac przez podwykonawcę. A zaległości od czerwca to już 37 milionów złotych.

Sytuacja, którą obserwujemy, jest krytyczna. Drobne firmy, w związku z tym, że nie mają uregulowanych płatności przez kilka miesięcy, są na krawędzi upadku - mówił wiceprezes Polskich Linii Kolejowych Arnold Bresch. I zapewniał, że podwykonawcy odzyskają pieniądze jeszcze przed procesem i uruchomieniem gwarancji bankowych.

Zobowiązania włoskiej firmy wobec podwykonawców na porzuconych, modernizowanych liniach kolejowych mogą wynieść nawet 100 milionów złotych - ustalił dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski.

Ultimatum i zapowiedź wielkiego strajku

Podwykonawcy dają kierownictwu PKP czas do poniedziałku na wypłatę zaległości. Piszą, że na uregulowanie płatności za wykonane prace i usługi czekają już od czerwca. Według nich kierownictwo PKP zapewniało, że wszystko zostanie uregulowanie, ale tak się jednak nie stało.

Jesteśmy na skraju bankructwa. Nie mamy za co zapłacić podatków, zaległych faktur za zakup paliwa i wynagrodzeń dla pracowników - piszą w dokumencie, który został przesłany również do Kancelarii Premiera i ministra infrastruktury.

Niektórzy w rozmowie z naszym dziennikarzem zapewniają, że w ciągu najbliższych dni ich biznesy mogą upaść, przez co kilka tysięcy osób może stracić pracę. Dla nas oznacza ogłoszenie upadłości, stracimy płynność finansowa, jeśli nie dostaniemy pieniędzy w ciągu tygodnia - usłyszał nasz dziennikarz od jednego z przedsiębiorców.

Z informacji reportera RMF FM Patryka Michalskiego wynika, że jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia, to w przyszły wtorek drogi krajowe nr 17 i 19 zostaną zablokowane przez setki ciężarówek. Zablokujemy drogi po niedzieli i w ten sposób będziemy próbowali ratować swoje interesy - mówią.

Kierownicy dwóch firm, z którymi rozmawiał nasz dziennikarz, twierdzą, że Astaldi zalega im ponad 6 milionów złotych. W podobnej sytuacji są dziesiątki innych osób, które mają pretensje nie tylko do włoskiego giganta. Ich zdaniem kierownictwo PKP PLK odrzuciło trzy propozycje porozumienia i niewystarczająco interesowało się sprawą, wiedząc o problemach co najmniej od maja.

Inwestycje także drogowe

Astaldi jest zaangażowane w Polsce także w budowę dróg oraz warszawskiego metra (jest samodzielnym wykonawcą rozbudowy II linii metra na Pradze-Północ i Targówku o stacje Szwedzka, Targówek i Trocka). Włosi już rozpoczęli budowę Południowej Obwodnicy Warszawy, tunelu przez Ursynów oraz najdłuższego tunelu w Polsce, który ma powstać w Naprawie na zakopiance.

Według zapewnień Astaldi, te inwestycje nie są zagrożone. Tu Włosi nie wypowiedzieli umów. Generalna Dyrekcja Dróg oraz stołeczny ratusz dostały zapewnienie, że prace są i mają być prowadzone.

Zapewniają nas, że zrobią wszystko, żeby te kontrakty drogowe w Polsce utrzymać - powiedział minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Podobnie mówi Mateusz Witczyński z Astaldi.

Minister zapowiada, że jeśli zaczną się kłopoty na odcinkach drogowych - zostaną uruchomione gwarancje bankowe - mimo ochrony włoskiego sądu przed wierzycielami.

To nie może być tak, że nie używamy gwarancji finansowych i doprowadzimy do tego, że upadną nasze firmy, które są podwykonawcami tylko dlatego, że według prawa włoskiego można zabezpieczyć na gwarancjach interesy firmy Astaldi. Działamy w Polsce, w odniesieniu do polskiego prawa i zgodnie z polskim prawem, naszymi procedurami będziemy działać - zapowiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM. 

Nagłe zerwanie

Włoska firma Astaldi w piątek wieczorem przesłała informację do PKP PLK, że porzuca kontrakty kolejowe w Polsce. Chodzi o inwestycje na liniach Dęblin - Lublin i Rawicz - Leszno. Jak mówił wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel, włoska firma nie może jednostronnie wygasić umowy. Umowa to nie jest świeczka, żeby ją wygasić - zauważył.

Przedstawiciel firmy Astaldi Francesco Paolo Scaglione informował, że "nie jest prowadzona żadna procedura upadłościowa firmy i nie ma przesłanek, żeby mogło się to wydarzyć w przyszłości".

Jak wyjaśnił, "firma miała problemy pod koniec zeszłego roku ze względu na zaległe od Wenezueli 400 mln euro". Dodał, że od początku tego roku w Astaldi wdrożono plan wzmocnienia firmy, który przewidywał m.in. sprzedaż koncesji na inne budowy oraz zwiększenie kapitału zakładowego, sfinansowanego po części przez rodzinę Astaldi, a także przez nowego udziałowca - japońską firmę IHI Corporation. Zaznaczył również, że firma ma wsparcie banków. Banki są zainteresowane restrukturyzacją i utrzymaniem Astaldi, ponieważ są głównymi wierzycielami - podkreślił Scaglione.

(j., az)