"Nieobecni nie mają racji" - to hasło przyświeca pomysłom na okołoreferendalną zmianę konstytucji. Politycy Platformy Obywatelskiej proponują, by z ustawy zasadniczej wykreślić artykuł mówiący o tym, że wiążące jest tylko referendum, w którym weźmie udział ponad 50 proc. obywateli.

Na pierwszy rzut oka, propozycja PO wygląda na pomysł mający na celu to, by unijne "tak" uzyskać za wszelka cenę. Z drugiej jednak strony, nie trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy przy urnach w referendum stawi się 49 proc. obywateli, czyli 14 mln osób. Ich głosy byłyby wtedy nieważne, a o wejściu do Unii zadecydowałoby 560 parlamentarzystów, wybranych głosami 46 proc. obywateli (taka była właśnie frekwencja w wyborach parlamentarnych).

Inicjatywa PO nie znajduje jednak w innych klubach większego poparcia. Kaktus na ręku mi wyrośnie, jeśli w tym Sejmie znajdzie się większość, która zdoła zmienić konstytucję - mówi Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. Również SLD jest przeciwna takim zmianom w konstytucji: Konstytucja, która jest najwyższym aktem, nie powinna podlegać tego rodzaju wahaniom - mówi Ryszard Kalisz.

Do zmiany zdania mógłby przekonać lewicę zapewne jedynie prezydent Aleksander Kwaśniewski i dlatego Platforma już zapowiedziała, że będzie rozmawiać z nim w tej sprawie.

Czasu jednak jest mało, ponieważ sejmowa komisja zakończyła już prace nad ustawą o referendum. W projekcie upadły rewolucyjne pomysły głosowania rozłożonego na 2 dni, czy korzystania z Internetu. Referendum ma się odbyć, jak zawsze, w niedzielę, ale urny będą czynne do 22.00, a nie 20.00. Możliwe będzie także oddanie głosu przez pełnomocnika, którego wyznaczyć mogą osoby niepełnosprawne albo te, które skończyły 75 lat.

Foto: Archiwum RMF

20:35