Terroryści w zamian za uwolnienie dwóch francuskich reporterów domagają się między innymi 5 milionów dolarów oraz obietnicy, że Francja nie będzie sprzedawała Irakowi broni i nie będzie więcej ataków na iracki "ruch oporu".

Francuskie media nie wierzą w te żądania. Brzmią one mało wiarygodnie - mówi większość dziennikarzy nad Sekwaną.

Przede wszystkim pojawiło się ono na stronach internetowych, gdzie już wcześniej islamscy fundamentaliści przyznali się do podpalenia jednego z żydowskich ośrodków kulturalnych w Paryżu. Później okazało się, że prawdziwym sprawcą był zupełnie ktoś inny.

Po drugie, kiedy iraccy terroryści żądają pieniędzy, robią to zazwyczaj po cichu, bo oficjalnie żaden rząd pieniędzy im dać nie może – byłoby to sprzeczne z powszechnie obowiązującymi zasadami.

Po trzecie wreszcie, Francja nie może obiecać wstrzymania działań zbrojnych w Iraku, ponieważ nie bierze w nich udziału.

Wcześniej porywacze domagali się od Paryża wycofania zakazu noszenia islamskich chust we francuskich szkołach. Zakaz obowiązuje. Do tego jest przestrzegany przez większość muzułmańskich dziewcząt.

Christian Chesnot i Georges Malbrunot zostali porwani na drodze z Bagdadu do Nadżafu 20 sierpnia. Porywacze zażądali, aby Francuzi znieśli ustawę zakazującą m.in. noszenia chust przez muzułmanki w szkołach.

Dyplomacja francuska przedsięwzięła zakrojoną na szeroką skalę ofensywę w celu uratowania życia dziennikarzom. Pomocy udzielili francuscy muzułmanie. Pod koniec zeszłego tygodnia nadchodziły wiadomości, że wypuszczenie Francuzów jest kwestią godzin, ale oczekiwane uwolnienie nie nastąpiło. Od piątku nie ma informacji o losie dziennikarzy, którzy w rękach porywaczy są już od miesiąca.