Końca świata nie będzie, a już na pewno nie w tym miesiącu - zapewnia rosyjskie ministerstwo do spraw nadzwyczajnych. W podobnie uspokajającym tonie wypowiadają się hierarchia cerkwi prawosławnej, główny inspektor sanitarny oraz deputowani do Dumy. Jak sprawdził nasz korespondent Przemysław Marzec, są jednak miejsca, gdzie w te zapewnienia mało kto wierzy.

Mieszkańcy Omutninska - niewielkiego miasta na Uralu - nie ufają informacjom przekazanym przez najwyższe władze. Po tym jak lokalna gazeta doniosła o rychłym końcu świata wybuchła panika.

Pojawiła się taka plotka między ludźmi, że będzie koniec świata. Zaraz po tym ze sklepów zniknęły towary, które mogą być niezbędne do przetrwania bliżej nieokreślonego kataklizmu - mówi naszemu dziennikarzowi jedna z mieszkanek Omutninska.

Poszłam do fryzjera, a tam w kącie pięć worków soli i zapałki. Zapytałam fryzjerkę, po co jej te zapasy, a ona zdziwiona odpowiada: nie słyszałaś o końcu świata? - dodaje kobieta

Wśród mieszkańców Omutninska są jednak i tacy, którzy - po alarmistycznym tekście - zdołali zachować zimną krew. Po co te zapałki i zapasy, kto będzie palił świece? Jeżeli będzie koniec świata, wszyscy umrzemy - mówi jedna z kobiet mieszkająca w Omutninsku.