Napad UPA na Ihrowicę nastąpił w okresie najmniej spodziewanym, bo w rzymskokatolicką Wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku, kiedy to wielu ukrywających się Polaków powróciło do swoich domów. Atak rozpoczął się wieczorem, gdy wszyscy zasiedli już do świątecznej wieczerzy.

Ihrowica jest dużą wsią na Wyżynie Podolskiej, w dawnym województwie tarnopolskim. Leży ona zaledwie kilkanaście od Tarnopola. Prze kilka wieków zamieszkiwali ją w miarę zgodnie Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Wspólnie też obchodzono święta religijne. Tak to wspomina jeden z byłych mieszkańców tych ziem:

"W wiosce Boże Narodzenie obchodzono dwukrotnie, raz według kalendarza gregoriańskiego, drugi raz według kalendarza juliańskiego, czyli 13 dni później. Czyniono tak od wieku ze względu na szacunek do naszych ukraińskich sąsiadów. Ci ostatni przychodzi do naszych kościołów na "polskie święta", a my do nich na ich "ruskie święta". W czasie tych drugich świąt ojciec zabierał mnie do cerkwi. Nabożeństwa były wielogodzinne, ale piękne śpiewy tak zachwycały, że się nie dłużyło. Tak trwało do wojny." Z kolei pani Rozalia Fernandez, wychowana w Buczaczu, a zamieszkała obecnie w Paryżu, wspomina w swoim pamiętniku, wydanym niedawno pod tytułem "Od Podola i Pokucia wieje wiatr".

"W czasie Wigilii był taki zwyczaj, że chłopcy rzucali kutią o sufit. Jeżeli ona się przylepiła, to wróżyło to szczęście, a jeżeli nie, to nieszczęście. Co do kolęd, to śpiewano je do 2 lutego, czyli do święta Matki Bożej Gromnicznej, włącznie. Kolęd było całe mnóstwa, tak polskich, jak i ukraińskich. Trzeba przy tym przyznać, że Ukraińcy o wiele lepiej śpiewali od Polaków. Panowało wówczas wtedy przekonanie, że to dlatego, iż w cerkwiach nie było organów, więc wierni musieli się uczyć od dziecka wszystko sami śpiewać. I to na różne głosy."

Wszystko zmieniło się za okupacji sowieckiej, a następnie niemieckiej i powtórnej sowieckiej. Już w lutym 1940 r. funkcjonariusze NKWD aresztowali i wywieźli na Syberię wiele polskich rodzin. Jednak najgorsze miało przyjście dopiero pod koniec wojny. W drugiej połowie 1944 r., po ponownym zajęciu tych terenów przez Sowietów, wielu mężczyzn zostało wziętych do wojska, jedni do Armii Czerwonej, inni do polskiej II Armii. Pozostały więc głównie kobiety, dzieci i starcy. Podobnie było też w innych wsiach na Tarnopolszczyźnie.

Ten fakt Ukraińska Powstańcza Armia, na czele której stał Roman Szuchewycz ps. "Taras Czuprynka", postanowiła wykorzystać do przeprowadzenia kolejnej fazy ludobójstwa. Praktycznie codziennie w tej czy innej części województwa  tarnopolskiego, bardzo licznie zamieszkałego przez Polaków, mordowano i palono poszczególne osady. Kolej na Ihrowicę przypadła w okresie najmniej spodziewanym, bo w rzymskokatolicką Wigilię Bożego Narodzenia 1944 r., kiedy to wielu ukrywających się Polaków powróciło do swoich domów. Atak banderowców rozpoczął się wieczorem, gdy wszyscy zasiedli już do świątecznej wieczerzy i rozpoczęli śpiew kolęd.  Atak ten zorganizował i przeprowadził kureń (batalion) "Burłaki" z III okręgu wojskowego UPA, kierowanego przez Wołodymyra Jakubowskiego, a ściślej mówiąc jedna z jego sotni,  dowodzona przez Iwana Szemczyszyna ps. "Czornyj" i wspierana przez "siekierników", czyli uzbrojonych w siekiery i inne ostre narzędzia okolicznych chłopów ukraińskich. Napastnicy, znając dobrze topografię wioski, atakowali wyłącznie polskie domy, mordując w barbarzyński sposób bezbronnych ludzi. Zaatakowali też kościół i plebanię, zabijając ks. proboszcza Stanisława Szczepankiewicza, który w bohaterski sposób wszczął alarm, bijąc kościelnym dzwonem, dzięki czemu część Polaków zdążyła uciec. Od ciosów siekierą przy wigilijnym stole zginęła także rodzina kapłana - matka, brat i siostra. Łącznie banderowcy zamordowali 90 osób. Gospodarstwa pomordowanych zostały ograbione i spalone. Trzeba podkreślić, że niektórych Polaków uratowali ich ukraińscy sąsiedzi, którzy ryzykowali swoim życiem. Rok później prawie wszyscy Polacy, którzy ocaleli z ludobójstwa, zostali wypędzeni. Osiedlili się oni głównie na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie.

Kilka lat temu "Nasze Słowo", wydawane w Polsce w języku ukraińskim i hojnie dofinansowane z pieniędzy polskiego podatnika, próbowało wmówić swoim czytelnikom, że ataku na Ihrowicę dokonało nie UPA, ale NKWD. Jednak fakty w postaci tak dokumentów, jak i dziesiątków relacji ocalałych mieszkańców, mówią co innego. Dziś na miejscu zbrodni stoi pomnik z napisem "Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej do Ciebie, Panie, woła ten głos (Kornel Ujejski)", oraz: "Około 90 Polaków mieszkańców wsi Ihrowica zamordowanych 24 grudnia 1944 r. Niech spoczywają w pokoju. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, Rodziny, 2007 rok". Niestety nie ma nadal żadnych upamiętnień w wielu innych wsiach i osadach w dawnej Małopolsce Wschodniej,  gdzie Polacy zginęli z rąk banderowców, także już po zakończeniu wojny.

Polecam film dokumentalny "Ihrowica. Zabili nas w Wigilię". Scenariusz i reżyseria Anna Szpręglewska, zdjęcia Marcin Klawiński, montaż Artur Owczarczak. Film pokazuje także obecną propagandę ukraińską, usprawiedliwiającą zbrodniarzy z UPA.

Życzenia od całej Fundacji im. Brata Alberta: