Ostatnie lata spędził w Lechu Poznań, ale jego piłkarska kariera jest zdecydowanie mocniej związana z Holandią niż z Polską. Bramkarz Filip Bednarek latem został zawodnikiem najstarszego holenderskiego klubu: Sparty Rotterdam. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim wrócił do swoich początków w Holandii. A wyjechał do tego kraju jako 15-latek. Dziś ma w Holandii rodzinę i to z tym krajem wiąże swoją przyszłość.
Filip Bednarek to bramkarz, który w wielu momentach swojej kariery nie był pierwszym wyborem trenerów. Długie okresy spędzał jako rezerwowy. W dorobku ma ponad 100 meczów w drugiej lidze holenderskiej i 11 w Eredivisie. Raz wystąpił w młodzieżowej reprezentacji Polski. Uzbierał także 70 meczów w Ekstraklasie w barwach poznańskiego Lecha, w którym grał od 2020 do połowy 2025 roku. Po tym jak nie dostał oferty przedłużenia kontraktu z Kolejorzem liczył na powrót do Holandii. I udało się. Najbardziej konkretną propozycję złożyła Sparta Rotterdam. Był jeszcze jeden zainteresowany holenderski klub, ale tam trzeba byłoby czekać na rozwój okienka transferowego.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Sparta miała na mnie jasny plan. Czuje się tu bardzo komfortowo. Często podejmuje wybory intuicyjnie. Pierwsze odczucie jest dla mnie bardzo ważne. Nie żałuję decyzji. Wręcz przeciwnie. Jestem pozytywnie zaskoczony tym co dzieje się w klubie - podkreśla bramkarz, który na razie jest drugim wyborem trenera Maurice’a Steijna.
A jak wygląda klubowa codzienność Filipa Bednarka? Dzień w klubie zaczyna się śniadaniem, które serwowane jest od 8:30. Maksymalnie godzinę później wszyscy muszą być już na miejscu. Przed treningiem wizyta na siłowni. Następnie trening, krótka przerwa i lunch. Popołudnia wyglądają już różnie: drugi trening albo praca z fizjoterapeutami. Około 16:00 można już jechać do domu.
Co ważne Bednarek trafił do wyjątkowego klubu, bo najstarszego nie tylko w Rotterdamie ale i w całej Holandii. Historia Sparty liczy sobie już ponad 135 lat: Wiem, w którym roku powstała Sparta. W 1888. Może nie na co dzień odczuwam, że gram w najstarszym klubie w Holandii, ale pewne pryncypia, które klub kultywuje są obecne. Nie wiem, czy wszyscy zwracają na to uwagę, ale w drużynie nie przypisanych numerów. Grają zawodnicy z numerami od 1 do 11. Nie ma nazwisk na koszulkach. Są więc takie małe rzeczy w stylu vintage. Te historyczne akcenty widać w dniu meczowym. Na stadionie jest sporo starszych fanów. Nie brakuje trzypokoleniowych rodzin. To też pokazuje jaki to jest klub: rodzinny, w którym tradycje przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Bardzo mi to imponuje.
Bednarek Holandię nazywa swoim drugim, nabytym domem. Wyjechał tam po raz pierwszy jako 15-latek. Trafił wtedy do Twente Enschede. Później występował także w FC Utrecht, De Graafschap i sc Heerenveen. Także w Holandii założył rodzinę. Dopiero w 2020 wrócił do Polski skuszony propozycją kontraktu z Lechem Poznań:
Moja partnerka życiowa i trójka dzieci pozostawały tu gdy grałem w Lechu. Pięć lat życia w rozłące. Dużo poświęceń. Robiłem to tylko ze względu na to co łączyło mnie z Lechem. Gdyby chodziło o inny klub to myślę, że nie udałoby mi się tego tak długo wytrzymać - podkreśla Bednarek.
Bramkarz opowiedział także o tym, jak odnalazł się w Holandii jako młody chłopak. Nie trafił do internatu czy szkolnej bursy, ale pod opiekę holenderskiej rodziny. Dzięki temu i intensywnej nauce języka niderlandzkiego szybko zaaklimatyzował się w nowym kraju:
To, że trafiłem tu do rodziny zastępczej było ogromnym plusem. Ta rodzina dała mi możliwość rozwoju nie tylko językowego i sportowego ale też emocjonalnego. Trafiłem do rodziny, która miał dwójkę adoptowanych dzieci z południowej Afryki. Początkowo był dla mnie szok. Ale to pokazuje, ile miłości mają w sobie ci ludzie, którzy potrafi pokochać dwójkę w cudzysłowie obcych dzieci. Ja dołączyłem do tej rodziny. Otoczono mnie miłością, dano miękkie lądowanie na obcej ziemi. Holendrzy potrafią być gościnni, ciepli w stosunkach międzyludzkich. Polska i Holandia to różne kraje. Szczególnie 17 lat temu, ale z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień chłonąłem holenderką kulturę, widziałem życie przez inny pryzmat. Jako nastolatek mogłem poszerzyć horyzonty. Gdybym w tak młodym wieku byłbym inną osobą. Jestem za to bardzo wdzięczny. Dziś ci ludzie to część mojej nabytej rodziny. Ludzie, których szanuje, otaczam miłością i bardzo się cieszę, że są obecni w moim życiu. Do dziś jestem też w kontakcie z kilkoma chłopakami, z którymi ćwiczyłem w młodzieżowej akademii Twente.
Największą gwiazdą Sparty Rotterdam, która pojawiła się w ostatnich latach w światowym futbolu, jest bez wątpienia Denzel Dumfries. Pokaz jego umiejętności widzieliśmy w niedawnym meczu Holandia-Polska. To właśnie Dumfries strzelił nam bramkę. Bednarek uważa, że obecnie w klubie też są piłkarze, których stać na naprawdę dużą karierę. Wymienia dwóch takich zawodników. To Ayoub Oufkir czy Mike Kleijn. Czy nasz bramkarz ma dobre oko do talentów? Odpowiedź na to pytanie poznamy za kilka lat. Niewykluczone, że Bednarek będzie w tym czasie ciągle aktywnym piłkarzem. Ma 32 lata. Jak na bramkarz to ciągle niewiele:
Zdecydowanie jeszcze dużo dobrych lat przede mną. Czuję się może na 26 lat. Omijają mnie kontuzje. Tak długo jak ten ogień w środku się pali i powoduje, że każdą gierkę na treningu chcę wygrać, tak długo jak czuje w sobie dreszczyk emocji tak długo chcę grać. Czy to pięć czy siedem lat? Czas pokaże. Na razie czuje przyjemność. Piłka nożna to moja miłość, pasja. Daje mi satysfakcję i spełnienie.
Bednarek dodaje, że na ten moment chce związać swoją przyszłość z Holandią, choć nie zamyka się na zmiany: "Lubimy z partnerką strefę komfortu, ale jeśli pojawi się okazja, by z niej uciec, to na pewno z niej skorzystamy" - zaznacza piłkarz.
A jak Bednarek opisałby sam siebie jako sportowca?
Człowiek z pasją. Gdyby nie pasja, to te trudne momenty ważyłyby zbyt dużo. Dla mnie pasja i miłość, którą dążę ten sport były większe niż przeciwności losu. Trafiłem też na dobrych ludzi. Między innymi taką osobą był Maciej Palczewski. Rozwinąłem się obok niego jako bramkarz, ale odebrałem też dużo życiowych lekcji. Gdy żegnał się z nami w Lechu Artur Sobiech powiedział: Panowie, to jakimi byliśmy piłkarz to ucieka, schodzi jak mgła, a to jakimi jesteśmy ludźmi pozostaje. Tego się zawsze trzymam, że bycie miłym nic nie kosztuje. Piętno sportowca jest ważne, ale bycie człowiekiem najważniejsze - podsumowuje piłkarz Sparty Rotterdam.