To był wieczór, który zapisał się w pamięci nie tylko warszawskich kibiców futbolu. 13 września 1995 roku Legia Warszawa po awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów rozegrała pierwszy mecz w elitarnych rozgrywkach. Pokonała na własnym stadionie 3:1 norweski Rosenborg Trondheim. O wspomnienia sprzed trzech dekad poprosiliśmy byłego obrońcę Legii Marka Jóźwiaka.
- 30 lat temu Legia Warszawa debiutowała w Lidze Mistrzów, która wtedy skupiała tylko mistrzów krajowych i miała 16 drużyn w fazie grupowej.
- Legia wygrała eliminacje z Rosenborgiem Trondheim, co otworzyło jej drogę do ćwierćfinału; w grupie rywalizowała także z Blackburn i Spartakiem Moskwa.
- Atmosfera na pierwszym meczu z Rosenborgiem w Warszawie była niesamowita - pełne trybuny, kolejki po bilety i głośna publiczność dodawały wiary drużynie.
- Marek Jóźwiak wspomina trudnego rywala, Jahna Ivara Jacobsena, ale też radość z bramek Leszka Pisza i Ryszarda Stańka, które zapewniły zwycięstwo 3:1.
30 lat temu rozgrywki Ligi Mistrzów wyglądały zupełnie inaczej. Występowali w niej tylko mistrzowie swoich krajów. Legia musiała wygrać zaledwie jeden dwumecz w eliminacjach, by znaleźć się w fazie grupowej, w której wtedy występowało 16 drużyn. Pojedynki z IFK Goteborg (1:0 w Warszawie i 2:1 na wyjeździe) również zapisały się w historii, ale dziś przypomnimy mecz z Rosenborgiem Trondheim, który otworzył Legii drogę do ćwierćfinału Champions League. W grupie Legioniści mieli także angielski Blackburg Rovers i rosyjski Spartak Moskwa. Marek Jóźwiak przyznaje, że rozpoczęcie rywalizacji w Lidze Mistrzów właśnie od domowego meczu z mistrzem Norwegii było najlepszą opcją.
Fajnie, że losowanie tak się ułożyło, że trafiliśmy na zespół, który był w naszym zasięgu. To nie był Spartak czy Blackburn. Liczyliśmy na to, że dobrze rozpoczniemy fazę grupową. Była w drużynie ekscytacja, pozytywne nastawienie. Przede wszystkim mieliśmy za sobą kapitalną publiczność. Wtedy cała Warszawa, a myślę, że też część Polski, która wcześniej Legii nieszczególnie kibicowała, była z nami przed telewizorami - wspomina nasz rozmówca.
W Warszawie zbliżający się mecz z Rosenborgiem to było wielkie piłkarskie wydarzenie.
Kolejki do kas biletowych. Przecież bilety można było kupić tylko w ten sposób albo ewentualnie po zdecydowanie wyższej cenie od konika. Pamiętam atmosferę, gdy jechaliśmy już na stadion. Wypełnione trybuny dodawały nam więcej wiary w to, że sobie poradzimy. Warszawa i okolice żyły tym spotkaniem bardzo mocno. Przed meczem staliśmy w blaszanym tunelu. Dobrze, żeby kibice wiedzieli, jak to wtedy wyglądało. Takim tunelem wychodziliśmy na boisko z takich baraków, które znajdowały się z tyłu za Żyletą. Tam były biura, szatnie, przychodnia lekarska. To wszystko nie przystawało do rangi tego spotkania i rangi Ligi Mistrzów. Trybuny już przed meczem szalały. Na krytej trybunie kibice pod nogami mieli deski. Jak zaczęli mocno tupać... huk był ogromny. Na trybunach była też orkiestra. To oczekiwanie i wyjście z tunelu. To jest coś, co zostanie ze mną i z moimi kolegami na całe życie - mówi Marek Jóźwiak.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Mimo że w pierwszej połowie obie drużyny stworzyły sobie sporo sytuacji, to bramki nie padły. Blisko gola był na przykład Zbigniew Mandziejewicz, który trafił w poprzeczkę. Kibice czekali na nie do drugiej części spotkania. Wynik otworzył strzałem z rzutu karnego Jahn Ivar "Mini" Jacobsen. Chwilę wcześniej Norweg zatańczył z obrońcami Legii i odegrał piłkę piętą do Karla-Pettera Lokrena. Już w polu karnym sfaulował go... Jóźwiak, który jednak wspomina najbardziej rywalizację ze strzelcem bramki.
Zmora do dziś. Jacobsen śni mi się i naszym pozostałym obrońcom do dzisiaj. Każdy zawodnik, który ma 190 centymetrów wzrostu, do tego lekko grząska murawa. Masz gościa metr sześćdziesiąt, który świetnie czuje się w takich warunkach. Jest bardzo szybki, zwrotny. Twoja zwrotność szybkościowa jest trochę ograniczona. Jeśli się lepiej nie ustawisz, nie zaasekurujesz, to zapłacisz stratą bramki albo faulem. Tak było w tym przypadku - opowiada Jóźwiak.
Stracona bramka nie zdeprymowała legionistów. Już po chwili po strzale z dystansu wyrównał Leszek Pisz. Później na listę strzelców wpisał się Ryszard Staniek, a wynik spotkania ustalił Pisz strzałem bezpośrednio z rzutu wolnego: Generał Leszek Pisz wyrównał właściwie w tej samej minucie, w której staciliśmy bramkę. Nie było w nas zwątpienia ani tym bardziej na trybunach. Po wyrównaniu mieliśmy świadomość, że strzelimy kolejne bramki. Ruszyliśmy na nich całą ławą. A ten rzut wolny na 3:1... Tak to miało wyglądać. Mieliśmy zrobić zasłonę w murze. Nasi zawodnicy mieli się odsłonić, a Leszek miał trafić w tą przestrzeń. Przy jego technice wystarczyło dobrze uderzyć i mieliśmy bramkę.
Marek Jóźwiak zaznacza, że mimo upływu 30 lat wspomnienia z tamtego okresu są ciągle żywe i też do dziś tamten sukces można wykorzystywać do dobrych celów.
Cały występ w fazie grupowej, awans do ćwierćfinału. Czekam, by rozmawiać o innych zespołach, zawodnikach, którzy przeżyją to, co my przeżyliśmy w 1995 roku. To było duże wydarzenie, które z nami zostało. Jako byli piłkarze Legii powołaliśmy stowarzyszenie. Gramy mecze towarzyskie, zbieramy pieniądze dla chorych dzieci, dla potrzebujących byłych piłkarzy. Coś więc przetrwało z nami z tamtej Ligi Mistrzów. Teraz gramy z równymi sobie. Z osobami, które mają po 50-60 lat - dodaje na zakończenie rozmowy.